piątek, 24 grudnia 2021

Rozdział 3

 


Tak właściwie to Logan nie wiedział, czego dokładnie miał się spodziewać. Co prawda znał procedury dotyczące tego, jak przemienić człowieka w istotę taką jak on sam, co dawno temu wytłumaczyła jego, teraz już była Mistrzyni. Jednakże nigdy nie był świadkiem przemiany i w dodatku nie był pewien czy ten proces w ogóle przebiegnie poprawnie i czy dziewczyna go przeżyje. Miał tylko nadzieję, że tak właśnie będzie.

Pomimo tego, że był wampirem od ponad pięćdziesięciu lat, sam pamiętał w niemalże najdrobniejszych szczegółach to, jak wyglądała jego własna przemiana. Dwadzieścia cztery godziny, podczas których przeżywał wręcz niewyobrażalnie cierpienia. Krzyczał, wił się i miotał podczas gdy jego ciałem wykończonym i osłabionym przez walkę z rakiem, którą przegrywał, targały zimne i naprzemiennie gorące dreszcze. Odczuwał gryzący, piekący i paraliżujący ból, będący niczym użycie wiertła na paznokciu bądź polanie kwasem solnym rany ciętej. Potem swoją intensywnością przybierał on na sile, oszałamiał, był jak upuszczenie działającej suszarki do wanny, w której ktoś brał kąpiel, podczas gdy jego wnętrzności się rozrywały i układały w nowym porządku. To zaczęło się z pozoru niewinne, przypominało pieczenie po zbyt intensywnych ćwiczeniach — od zesztywnienia, rozrostu mięśni. Tyle że rosły nie tylko mięśnie, ale całe wnętrzności się rozprzestrzeniały. Logan czuł nieustannie nabrzmiewanie, dziwne przepełnienie samym sobą, jakby jego ciało było zbyt małe, aby go pomieścić. A potem pojawiło cierpienie. Początkowo to było tylko wyjątkowo nieprzyjemne swędzenie, pulsowanie, przechodzące w ostry ból przypominający chodzenie po rozżarzonych węglach z siedmioipółcentymetrowymi gwoździami wbitymi w stopy. Fale pędziły przez całe jego ciało, pocenie się przez koce, tak wielkie drżenie, że miał wrażenie, że lada moment jego serce się zatrzyma i przestanie bić. Przypominał sobie też ogień, który powoli go trawił; ostry i palący zdający się promieniować z każdej cząstki ciała, jakby wszystkie zakończenia nerwów stanęły w ogniu i spalały się. Jedyną ulgę w tych cierpieniach przynosiło mu picie ludzkiej krwi, zanim psychiczne czuł się na to przygotowany. Minęło wiele godzin, zanim legł bezwładnie w ramionach Amber, która trzymała go niczym w stalowym uścisku. Tuż po przemianie powiedział jej, że czuł się tak, jakby coś rozrywało mu od środka wnętrzności, przemieszczało je i przypiekało wręcz przypalało. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że ta nieznajoma dziewczyna wkrótce będzie przechodziła przez takie same tortury, a on nie będzie mógł zrobić zupełnie nic, aby jej jakoś pomóc i je złagodzić.

— Logan? — spokojny, kobiecy głos Helen po którą zadzwonił natychmiast, gdy tylko dojechał do swojego domu i wytłumaczył jej głosem drżącym ze zdenerwowania i strachu, jak poważna była sytuacja, przywołał go do rzeczywistości i sprawił, że westchnąwszy odsunął od siebie te niepokojące, niekomfortowe, a także wyjątkowo pochmurne myśli. — Czy wszystko w porządku? 

— Tak — powiedział, próbując nadać swojemu cichemu głosowi mocny ton i chociaż na moment ukryć słyszalne w nim napięcie. — Po prostu zamyśliłem się na moment, to wszystko.

— Zawsze byłeś typem marzyciela, który chodzi z głową w chmurach — stwierdziła kobieta uśmiechając się do niego słodko i niewinnie.

Postanowił podzielić się ze swoją dobrą znajomą targającymi nim coraz większymi wątpliwościami oraz narastającym niepokojem.

— Myślisz, że dziewczyna pomyślnie przejdzie proces przemiany i przeżyje?

— Cóż, jedyną rzeczą, którą możemy teraz zrobić, to po prostu cierpliwie czekać, ale poza tym, to zależy, czy przeżyje.

— Od czego dokładnie zależy? — zapytał z niepokojem, przyglądając się nieprzytomnej dziewczynie, leżącej nieruchomo na łóżku w jego sypialni. Mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia, góra dwadzieścia jeden lat. Musiał zabrać ją z tamtego upiornego zaułka, gdzie została zaatakowana przez jakiegoś szalonego wampira – nożownika i przywieźć do swojego domu. Z pomocą Helen rozebrał ją z zakrwawionych ubrań, które nadawały się tylko do wyrzucenia, a także przebrał ją w czyste i świeże ciuchy, które należały do jego dziewczyny. Następnie ocenił dokładnie rozmiar obrażeń jakich doznała ta biedaczka, która musiała znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie, opatrzył poważnie wyglądające rany. Potem umieścił kroplówkę dożylną w zgięciu jej łokcia, aby karmiła ją krew, której potrzebowała aby przyspieszyć i przede wszystkim ułatwić proces przemiany, który przecież powinien się już rozpocząć. Młoda kobieta milczała nawet po tym, jak skręcił jej kark, co sprawiło, że weszła w proces przemiany, ale w drodze powrotnej do jego domu, zaczęła jęczeć mamrotać coś niewyraźne i rzucać się, niczym ryba wyciągnięta z wody na brzeg. Drugą, martwą dziewczyną też się zajął, czy raczej zajęła się nią ekipa czyścicielki, po którą zadzwonił niemalże od razu, gdy znalazł się, zupełnie przypadkiem w tamtym miejscu.

— Od tego, jak silne były twoja krew i umiejętności oraz wprawa. — Logan się skrzywił, czego jego przyjaciółka nawet nie zauważyła. — Od tego, jak wystarczająco silny będzie jej organizm, aby przejść przez cały proces zmiany i obudzić się już zmieniona. Odniosła bardzo wiele poważnych obrażeń — skomentowała, i podeszła do stanowiska dożylnego, aby zmienić pustą torebkę i przymocować kolejną — wypełnioną świeżą krwią. — Została bardzo brutalnie zaatakowana, pobita i zadano jej ponad dwadzieścia ciosów nożem, ale na szczęście dość płytkich. Według mnie ma niewielkie szanse na przeżycie, ale mogę się mylić. Musisz po prostu czekać na rozwój wydarzeń.

Logan wciąż nie był pewien czy aby nie było już za późno, ale spróbował być chociaż odrobinę bardziej optymistyczny. Zauważył puste torebki po krwi leżące na stoliku nocnym, których musiało być przynajmniej pół tuzina, jeśli nie więcej.

— Dlaczego to zabiera aż tyle krwi? — zapytał.

— Było wiele szkód do uleczenia w jej ciele. Co prawda wygląda na stosunkowo zdrową, chociaż straciła dużo krwi przez rany, jakie odniosła. Poza tym mogła mieć coś w swoim systemie, Logan. Rak... — Logan wykrzywił usta w grymasie, będącym grymasem bólu, gdy tylko usłyszał to słowo. — Białaczka, cokolwiek. Nie zapominaj, że było też dwadzieścia, jeśli nie więcej lat do naprawienia. Nie zawsze możesz to stwierdzić po wyglądzie zewnętrznym.

— Rozumiem — prawie niezauważalnie kiwnął głową i nieco odrobinę bardziej uspokojony usiadł na rogu łóżka, a Helen zajęła miejsce w fotelu naprzeciw, znajdującym się przy ścianie.

— Powinieneś niedługo usunąć pasy. Chyba nie chcesz, żeby ta biedna dziewczyna obudziła się i znalazła siebie jako więźnia.

— Tak. Oczywiście, że to zrobię. — Logan wstał i podążył do drzwi. Nie jadł nic od ponad pięciu dni i co za tym idzie, długotrwały brak krwi w jego systemie powodował, że był bardzo osłabiony, a także cierpiał z powodu potwornego głodu. Ponadto silnie się pocił, miał dreszcze jak przy ataku febry, trzęsły mu się ręce, miał znacznie przyspieszone tętno. Bolał go żołądek, a także odczuwał drażliwość i niepokój, który stale narastał. Jego ciało rozpaczliwie domagało się krwi, a on sam czuł się bardzo wyczerpany.

— Dokąd się wybierasz, Mistrzu?

— Nie nazywaj mnie tak. Jeszcze nim nie jestem. — odparł wyraźnie nachmurzony. — Idę na dół, do kuchni. Wybacz, Helen, ale jestem tak głodny, że zjadłbym przysłowiowego konia z kopytami. Coś dla ciebie? — zapytał, zatrzymując się z dłonią położoną na klamce.

— Nie, dziękuję — powiedziała, kręcąc głową. — Niedawno jadłam.

Logan wrócił na górę niecałe dziesięć minut później, opróżnił dwie torebki krwi zanim poczuł się znacznie lepiej i zaspokoił głód. Gdy wszedł do pokoju znalazł Helen stojącą przy łóżku i pilnującą jej podopiecznej, która zwijała się z bólu i jęczała w łóżku. Jej włosy były wilgotną plątaniną, wokół jej zarumienionej i rozpalonej twarzy. Logan widząc to zmarszczył brwi i zmrużył oczy.

— Co się z nią dzieje? — zapytał, pełen obaw i niepokoju.

— Zaczął się proces przemiany — powiedziała po prostu wampirzyca. Logan widząc jak spokojna jest Helen stłumił w sobie nieco, narastający niepokój oraz szalejące w nim najróżniejsze emocje, na kształt potężnej nawałnicy, albo burzy. Odepchnął je wszystkie od siebie i wziął głęboki oddech.

– Logan – dodała Helen poważnym tonem, który sygnalizował, że to, co chciała powiedzieć było ważne. – Nigdy wcześniej nie byłeś świadkiem przemiany, więc muszę cię ostrzec – proces myślenia dziewczyny nie będzie całkiem jasny po obudzeniu się po raz pierwszy.

– Co masz na myśli? – zapytał.

– Przemienieni często są zdezorientowani i nie myślą racjonalnie po przebudzeniu. Mają problem z zaakceptowaniem dowodów, co do ich nowego stanu i walczą z tym – a ich umysł jest często w takim zamieszaniu, że ich umiejętność logicznego myślenia wylatuje przez okno. Może wymyślać wszelakie usprawiedliwienia, co do tego, co się tutaj dzieje, wiele z nich może być dziwacznych. Po prostu bądź cierpliwy, dopóki jej umysł się nie rozjaśni i nie będzie zdolna tego zaakceptować. Postaraj się nie wstrząsnąć nią za bardzo. Logan skinął powoli głową, trawiąc słowa, które wypowiedziała jego przyjaciółka.

– Dobrze. — zapewnił ją — Zrobię co w mojej mocy.

— Wiem, że tak — Helen poklepała go czule po policzku po czym podążyła do drzwi. — Natychmiast zadzwoń, kiedy się obudzi. Przyjadę, żeby ci pomóc — to były ostatnie wypowiedziane przez nią słowa, zanim drzwi się za nią zamknęły.

Dobrze jest mieć przyjaciół, pomyślał uśmiechając się do siebie pod nosem, a potem odwrócił się do swojej podopiecznej.

🩸🩸🩸

Była oszołomiona i zdezorientowana, nie miała pojęcia, co się z nią działo, nawet nie potrafiła tego ogarnąć, mimo tego, że umysł miała nieznośnie trzeźwy. Ból, który nagle zaczęła odczuwać był kłujący i rozdzierający, zupełnie odmienny i stopniem intensywności nie podobny nawet do tego, jakiego doświadczyła, gdy we wczesnym dzieciństwie przydarzył się jej niefortunny wypadek i złamała nogę, spadając z drabiny prowadzącej na strych. Ciepło wydawało się być takie realne, zdawało się ją parzyć coraz bardziej, a wrażenie było takie, jakby chwyciła obiema rękami elektryczną prostownicę z niewłaściwej strony. Zebrała w sobie wszystkie siły, jakie miała, starając się na tym wyjątkowo nieprzyjemnym doznaniu nie koncentrować. Próbowała odciąć się w jakiś sposób od tego, lecz kiedy to robiła raz po raz traciła przytomność i ogarniała ją nieprzenikniona ciemność. Była zbyt słaba, żeby móc z tym walczyć, dlatego też pozwoliła pochłonąć się niemal całkowicie mrokowi i czerni. Gdy tam przebywała, zrozumiała, że było to dla niej dobre, bo wtedy nie odczuwała właściwie żadnego bólu, i udawało się odliczać z momentu agonii całe sekundy, a nawet minuty, które wydawały się trwać całą wieczność lub nawet dłużej. Wtedy zaczynała myśleć o tych wszystkich cudownych i wartych zapamiętania chwilach, które spędziła z najbliższą rodziną, lub przyjaciółmi. Te wspomnienia zalewające jej mózg, sprawiały, że coraz trudniej było jej powrócić do rzeczywistości, która ją otaczała i uczepić się jej, niczym płonącego stosu, ale próbowała to zrobić. Po pewnym czasie jednak odzyskiwała świadomość i powracała do realności, gdzie znajdowała się na jawie. Tam odnosiła wrażenie, jakby wszystkie jej kości łamały się każda z osobna i w tym samym czasie była bita przez zawodowego mistrza bokserskiego. Zdawała sobie sprawę, że istniały rzeczy znacznie bardziej ważniejsze niż te wszystkie tortury, którym była przez kogoś poddawana, ale w tamtej chwili nie potrafiła sobie przypomnieć, choć starała się.

Przez ten czas ból zmienił swój charakter, stał się ostry i palący oraz zdawał się promieniować z każdej cząstki ciała, jakby wszystkie zakończenia nerwów stanęły w ogniu i spalały się. Była prawie pewna, że cierpiała z powodu grypy, która doprowadziła ją do tego stanu, bo jej ciałem wstrząsały konwulsyjne, gwałtowne drgawki i dreszcze. Drżała cała od stóp do głów, w dodatku trawiła ją silna gorączka od środka - co najmniej czterdzieści dwa stopnie. Leżała na boku, okryta kocem, z kolanami przyciśniętymi do piersi i dłomi zaciśniętymi w pięści, tak mocno, że aż pobielały kostki jej palców, próbując powstrzymać kolejne fale bólu. Nie umiała przypomnieć sobie, jak to wszystko się zaczęło i nie wyobrażała sobie, że kiedyś miał nadejść koniec tych okropnych męczarni. Dreszcze połączone z mimowolnymi, drobnymi i nieskoordynowanymi ruchami mięśni, pojawiały się co kilka minut i trwały nawet przez godzinę. Kiedy drżenie ustępowało, zaczynało się straszliwe uczucie gorąca, jej tętno rosło coraz bardziej gwałtownie, a temperatura ciągle się zwiększała. Dziewczyna wiła się i przekrecała z boku na bok, jej mięśnie drżały, jakby w jej żyłach nie płynęła już krew, tylko żrący kwas, który docierał i zatruwał każdy fragment jej fizyczności. Jej długie czarne włosy były mokre od potu wstępującego na czoło i posklejane ze sobą, lekko otwarte usta łapczywie łapały powietrze, a ręce miała zaciśnięte kurczowo na bawełnianym prześcieradle. Wydawać by się mogło, że w porównaniu z tym okropnym bólem całe jej dotychczasowe życie nie było nic warte. Z wielką chęcią oddałaby wszystkie najlepsze i najpiękniejsze wspomnienia za oszczędzenie kolejnej sekundy tych

męczarni. W tym splocie zalewającego ją cierpienia, była w stanie rozróżnić jedno, zupełnie inne doznanie, będące nieprzyjemnym, lodowatym uściskiem w okolicach żołądka. Momentami ból tak przybierał na sile, że myślała, że za chwilę wyzionie ducha i była nawet pogodzona z rychłym spotkaniem ze śmiercią. W tamtej chwili niczego tak bardzo nie pragnęła, jak tego, żeby ktoś zjawił się i ją dobił, choć jeszcze nie chciała odchodzić. Wrzeszczała z bólu poczucia bezsilności. Jęknęła, zbladła jak ściana, potem oblała się rumieńcem i zaczęła kasłać, plując krwią. dziła sobie strun głosowych. Darła się też dlatego, że wszystkie te uczucia, które w sobie dusiła, walczyły o pierwszeństwo i podchodziły do palącego żarem gardła, niczym gorąca lawa wulkaniczna. Palcem wskazującym zaczęła uważnie badać jamę ustną i opuchnięte oraz obolałe dziąsła, aż wreszcie na nie natrafiła. Jej górne trójki nadwrażliwe na dotyk, były lekko wydłużone i zaostrzone na końcach, przekształcając się w centymetrowej długości kły. Jęknęła, zbladła jak ściana, potem oblała się rumieńcem i zaczęła kasłać, obficie plując krwią.

,,Chyba umieram" — pomyślała spanikowana i ta myśl ją przeraziła.

Nigdy nie wyobrażała sobie momentu własnej śmierci, nawet o tym nie myślała, ale nie sądziła, że odejdzie z tego świata w sposób mało estetyczny i pozbawiony duchowości. W wielu filmach i książkach ukazane to było jako coś romantycznego, albo za coś, a nie tak... byle jak.

— Pali mnie! — krzyczała głośno. Łzy cisnęły jej się do oczy z taką mocą, że nie była w stanie ich dłużej powstrzymać. - Moja krew się pali! - powtarzała już znacznie ciszej, z szeroko otwartymi oczami, które zatrzymały się na twarzy mężczyzny, siedzącego na prostym, drewnianym krześle w kącie pokoju. Słysząc ten przeszywający na wskroś wrzask, przepełniony cierpieniem odbijający się echem w pomieszczeniu, podszedł do niej.

— Co się ze mną dzieje? Czy ja... umieram? — zapytała przez zaciśnięte zęby i wyciągnęła rękę w jego kierunku. Zrobiła to bez zastanowienia, jakby błagając go, żeby to wszystko zakończył w tym właśnie momencie.

— Spokojnie, to będzie trwać tylko kilka minut i już więcej się nie powtórzy. — Starał się przemawiać do niej spokojnym, niemal ojcowskim tonem głosu, zdradzającym szczere zatroskanie, ale też wyczuwalne napięcie.

— Co takiego? — Spomiędzy spierzchniętych i popękanych warg, wydobyły się pęcherzyki powietrza, które ułożyły się ledwie w słyszalny szept. Gdy mówiła, nadal nie przestawała się trząść i szarpać. Przez cały ten czas patrzyła prosto w ciemne oczy nieznajomego, ale nie wyczytała z nich zupełnie nic, żadnych emocji.

— Przechodzisz proces przemiany — odparł, siadając na brzegu łóżka i przyglądał jej się czas jakiś z głębokim współczuciem i niemalże politowaniem, jakie wzbudzają nieszczęśliwi u tych, co zaznali udręki.

Chciała zapytać się go co miał na myśli mówiąc te słowa, gdyż ich sens wogóle zdawał się do niej nie docierać. Jednak nie mogła już więcej wydobyć dźwięku; płuca paliły ją żywym ogniem i gardło miała ochrypnięte od ciągłego zawodzenia i jęczenia. Odsunął na bok koc, którym była szczelnie okryta i wyciągnąwszy rękę, dotknął jej rozpalonego i wilgotnego czoła, stwierdzając z przekonaniem, że gorączka powinna niedługo minąć bezpowrotnie.

Chociaż tortury nie zelżały ani odrobinę - wręcz przeciwnie, stały się jeszcze silniejsze, zaczęła rozwijać w sobie nową zwiększoną wrażliwość, dzięki której dawało się ocenić każdy przenikający jej żyły płomień z osobna - odkryła, że umiała oderwać się od niego i nie myśleć o tym, przez co przechodziła. We wnętrzu tego pożaru usłyszała nagle rytm pulsu i uświadomiła sobie z lekkim opóźnieniem, że znalazła swoje serce — akurat w takiej chwili, że zaraz gorzko tego pożałowała. Jej krew teraz przepływała przez żyły i tętnice szybko i mocno, sprawiając, że naczynka krwionośne rozszerzały się i pojawiały na bladej, alabastrowej skórze. Powieki paliły ją, zupełnie jakby płakała przez całą noc, a u ustach czuła nieprzyjemny, metaliczny posmak, bo mocno przygryzła dolną wargę. W chwili wolnejorod bólu, przesunęła się niespokojnie na łóżku, żeby zmienić pozycję, kiedy coś pociągnęło ją delikatnie za ramię. Widok zestawu dożylnego obok stojącego jej łokcia sprawił, że otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i zamarła. Jej spojrzenie podążyło do wyraźnej rurki, biegnącej od torebki, która zwisała na stanowisku dożylnym. Torba wydawała się wypompowana z powietrza i pusta, ale kropla albo dwie płynu pozostały — wystarczyło, żeby Nicole mogła rozpoznać, że to krew.

♠️♠️♠️

***2666 słów***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze :) Są one dla mnie motywacją do dalszego pisania tej historii. Jeśli podoba ci się to, co piszę, dodaj blog do obserwowanych, aby nie przegapić najnowszych postów. Życzę miłego czytania oraz komentowania.