poniedziałek, 11 listopada 2019

rozdział 8



– To jest wstrętne – powiedziała, marszcząc nos z wyraźną niechęcią, jak dziecko, które chce się do czegoś przyznać, ale jeszcze nie ma odwagi.
Podniosła na niego wzrok, a on wyciągnął do niej rękę podając jej szklankę.
– Tu nie jest wstrętne. To krew, potrzebujesz jej do życia. Sugeruję, żebyś wreszczcie zaakceptowała fakt, że od tej pory tak będzie wyglądała twoja rzeczywistość.
Nicole popatrzyła na ciemnoczerwoną zawartość szkła i pomyślała sobie, że chyba zaraz zwymiotuje, albo wybuchnie histerycznym płaczem. Już sam odstręczający zapach nieznacznie podgrzanej w kuchence mikrofalowej krwi, do której Logan dodał kilka kropel ostrego sosu tabasco i soku pomidorowego, budził w niej wstręt. Mimo tego pokonała obrzydzenie, obiema rękoma podniosła szklankę do ust dotykając wargami krawędzi zimnego szkła i zmuszając się do picia. Z zamkniętymi oczami upiła mechanicznie kilka łyków tej dziwnej mieszanki i zaraz zasłoniła usta ręką, jakby broniąc się przed wypluciem. Po krótkiej chwili otworzyła oczy, po czym odstawiła naczynie trochę dalej, mając nadzieję, że nie będzie musiała po nie sięgać. Zmarszczyła czoło niezadowolona i groźnie ściągnęła brwi, a jej usta wykrzywiły się w podkówkę, jak niemowlakowi przed wybuchem płaczu, gdy przełknęła i karmazynowej barwy posiłek spłynął jej gładko po języku, a następnie do gardła.
– Cholera! – zaklęła pod nosem, ocierając wąskie usta wierzchem dłoni, po czym uważnie spojrzała na swojego opiekuna, który z największą cierpliwością i łagodnością buddyjskiego mnicha znosił jej humory, kaprysy i nieustanne wahania nastrojów – Nie mogę.
– I tak jesteś bardzo dzielna. Coraz lepiej ci idzie. – stwierdził Logan z aprobatą, uśmiechając się do niej wesoło, chociaż z czułością, ukazując przy tym rząd równych, zadbanych i zdrowych zębów. To był uśmiech tak szeroki, że na jego policzkach pojawiły się dwa urocze dołeczki, a pod oczami ledwie dostrzegalne zmarszczki mimiczne. Ten życzliwy uśmiech sprawił, że Nicole poczuła bardzo dziwne ciepło na policzkach i w okolicy serca, które niczym żar rozgrzewało ją od środka i przenikało całe jej ciało, aż po same czubki palców. Uwielbiała ten uśmiech, spojrzenie przepięknych intensywnie brązowych oczu, w fascynujący sposób kontrastujących z jasną karnacją, zazwyczaj żywych i błyszczących niczym paciorki, ale teraz jakby przygaszonych i nieobecnych. Logan siedział przy stole naprzeciwko niej, a jego czarne włosy lśniły w bladym świetle kuchennej żarówki. Jeden niesforny kosmyk z lewej skroni opadł mu na czoło, prawie do końca nosa, nadając jego twarzy chłopięcy bezbronny wygląd. Odgarnął go prawą ręką pełnym zniecierpliwienia gestem, po czym siegnął po kubek wypełniony rubioną cieczą i opróżnił zawartość, nawet się przy tym nie krzywiąc, po czym go odstawił i mlasnął z zadowoleniem. Nicole przez krótką chwilę przyglądała mu się jak pił i myślała tylko o tym jak bardzo nieobrzydliwe to było, chociaż jeśli patrzyła na picie krwi, nawet tej szpitalnej, pochodzącej z torebki, z ludzkiego punktu widzenia, to owszem odczuwała tylko odrazę, nic więcej.
– Naprawdę tak myślisz? – zapytała nieco zdziwiona i zaskoczona, a jej głos zabrzmiał tak słodko jak najpiękniejsza muzyka. Prawie pękała z dumy i radości, zupełnie jakby właśnie wręczono jej puchar, za zdobycie pierwszego miejsca w jakimś ważnym konkursie. Bardzo się ucieszyła, że robiła niewielkie postępy, jeśli chodziło o naukę żywienia się tą wyjątkowo paskudną w smaku paczkowaną krwią, chociaż przychodziło jej to bardzo powoli, z trudem i stopniowo.
– Już wkrótce nie powinnaś mieć z tym żadnego problemu – zapewnił ją z głębokim przekonaniem, niezwykle uspokajającym tonem. – To dobrze wróży na przyszłość. – Sięgnął po jej lewą dłoń i poklepał ją, ale bardzo lekko, właściwie to było bardziej takie delikatne muśnięcie, ale wzdłuż kręgosłupa Nicole przeszedł zimny, ale przyjemny dreszcz. Logan Wstał od stołu, odłożył pusty kubek do zlewu, umył go, wytarł starannie ścierką i odstawił na suszarkę do naczyń. Odwrócił się przodem do dziewczyny, oparł plecami o szafkę i skrzyżował ręcę na klatce piersiowej. – Ale widzę, że coś cię martwi.
Zanim zdecydowała mu się odpowiedzieć nerwowym ruchem rąk wygładziła fałdy turkusowej sukienki na wiązanych ramiączkach. Kiedy wreszcie na niego spojrzała z jej niebieskich oczu biła rezygnacja mieszająca się z bólem.
– A co jeśli zapragnę napić się ludzkiej krwi? Nie z plastikowej torebki, tylko prosto ze żródła? Od człowieka?
– Nauczysz się rozpoznawać i zwalczać tę potrzebę, ale przede wszystkim, nauczysz się z tym żyć. Możesz to kontrolować. To wymaga dużo praktyki i siły woli. Nie jest łatwe, ale jest jak najbardziej możliwe. Każdy wampir musiał przez to przejść, ja również.
Wydała z siebie dziwny dźwięk, coś pośredniego między śmiechem a łkaniem, czego Logan w żaden sposób nie skomentował. Przeczesała długie, ciemne włosy palcami od ucha w bok, przez co na środku uniosły się niczym pióropusz i sprawdziła czy żaden nie pozostał na dłoni.
– Teraz brzmisz zupełnie tak, jak mój psycholog, który na prawie każdej wizycie mówił podobnym tonem. To zupełnie dla mnie nie działało. – rzuciła prawie na jednym wydechu, czując bolesny skurcz i pieczenie w gardle. Niemalże obezwładniające, wręcz oszałamiające pragnienie, które stale jej dokuczało, powodowało, że przez większość czasu nie mogła myśleć o niczym innym jak tylko jego zaspokojeniu i sprawiało, że miała ochotę wyrywać sobie włosy z głowy garściami. Jej język był suchy niczym rzemienny pas i szorstki jak papier ścierny, oblizała jego koniuszkiem spieczone wargi, ale to niewiele pomogło.
–  To może się udać. – odparł, chociaż minę miał niepewną, zupełnie jakby zmagał się z jakimś dylematem. – Wybór należy do ciebie. – dodał już pewniej.
Ciemne krucze włosy okalały jej twarz, a oczy przysłonięte gęstymi długimi rzęsami i lekko uniesionymi brwiami patrzyły na niego niemal wyzywająco.
– Ty nigdy nie próbowałeś pić z żyły? – spytała zaciekawiona, domagając się poznania odpowiedzi. Patrzyła to na niego, to na złotą delikatną bransoletkę na nadgarstku ze znakiem nieskończoności i pierwszą literą jej imienia, którą od niego dostała. Był to prezent zupełnie bez okazji, chociażby za to samo, że w ogóle istniała, bo nie potrafiła tego nazwać życiem. Dopiero teraz Logan wyjaśnił jej, że nie mogła już nosić srebrnej biżuterii, ponieważ z jakiegokolwiek naukowego lub chemicznego powodu srebro miało wyjątkowy wpływ na wampiry, gdy wchodziło w kontakt ze skórą. Srebro nie tylko paliło ich skórę i powodowało ekstremalny ból, ale miało także efekt paraliżujący, dzięki czemu wampir nie mógł oderwać srebra od siebie. Było to nieco podobne do sposobu, w jaki ludzie zostają sparaliżowani przez impulsy elektryczne - mięśnie chwytają się, a osoba nie była w stanie odłączyć się od źródła. Co prawda oparzenia spowodowane srebrem były niewielkie w porównaniu z oparzeniami słonecznymi, ale srebrne łańcuchy powodowały jednak spowolnienie zdolności wampira do leczenia tak bardzo, że z czasem mogły skutecznie go unieszkodliwić, dopóki nie zostały całkowicie usunięte. Logan opuścił ręce wzdłuż tułowia i milczał przez chwilę, krótszą niż minuta, jakby zastanawiał nad tym co ma odpowiedzieć.
– Nie robiłem tego od bardzo dawna.
– Od jak dawna?
– Właściwie to od lat. Nie jestem dumny z tego jak zachowywałem się w przeszłości i wstydzę się mojego ostatniego występku.
Nicole wyprostowała się gwałtownie na krześle, nagle poważniejąc i wypchnęła językiem policzek od wewnątrz. Westchnęła ciężko i smętnie, kiedy znów poczuła nagły napad silnego głodu, objawiającego się nieprzyjemnym i dokuczliwym uczuciem ssania w żołądku i bólem brzucha. Drżącą ze zdenerwowania dłonią sięgnęła po szklankę z krwią i przytknęła ją do ust, tym razem wypijając całą jej zawartość. Szpitalna krew miała dziwny cierpki, żelazny i plastikowy posmak, do którego nadal nie mogła przywyknąć, ale poczuła się trochę lepiej. Zlizała zbłąkaną kroplę z górnej wargi, a następnie odłożyła pustą szklankę na stół, orientując się, że musiała być znacznie głodniejsza niż przypuszczała. Tęczówki jej oczu błysnęły nieziemskim srebrem, gdy rzuciła pożądliwe, pełne łakomstwa spojrzenie w kierunku lodówki. Potem poczuła silny nacisk na zęby i ostry ból dziąseł, gdy jej górne kły wydłużyły się w niekontrolowany sposób, co nie tylko było bolesne, ale też wyjątkowo uciążliwe i przypominało noszenie aparatu ortodontycznego. Przejechała po nich jezykiem i westchnęła trochę przestraszona, bo jeszcze nie umiała ich do końca kontrolować i potrafiły pojawić się w najmniej odpowiednim momencie, co było dla niej zawstydzające.
– Jestem głodna – powiedziała po chwili zrezygnowana i zdziwiona. – Dlaczego potrzebuję tak dużo krwi? – spytała, lekko przygryzając dolną wargę. Stwierdziła, że było nawet zabawnie czuć na niej nacisk jej nowych zębów, bo w zetknięciu z jej miękką skórą okazywały się być ostre niczym żyletki. Logan podszedł do lodówki, wyjął woreczek z krwią napełnił jej szklankę zawartością torebki. Potem ustawił czas w mikrofalówce na kilka sekund, włożył szklankę do środka i zamknął drzwiczki. Nicole zniecierpliwiona oczekiwaniem na jedzenie nerwowo bębniła palcami o drewniany blat stołu, ale kiedy mikrofalówka zabrzęczała, prawie rzuciła się do przodu w pragnieniu złapania szklanki i opróżnieniu jej w sekundę.
– Wampiry, zwłaszcza te bardzo młode - zaczął rzeczowo Logan – muszą regularnie spożywać duże ilości ludzkiej krwi, żeby zachować siłę i witalność. To biologiczna skłonność do konsumpcji ludzkiej krwi, jest to naturalne pragnienie, które jest częścią naszej natury. To zupełnie normalne.
Postawił przed nią szklankę, ale kiedy wyciągnęła rękę, zamierzając po nią sięgnąć, powstrzymał ją krótkim gestem dłoni i przygladał się jej chwilę pełnym rozbawienia wzrokiem.
– Co? – zapytała gwałtownie i gniewnie, niemalże ze złością.
– Schowaj kły, wampirzy osesku, bo pogryziesz szklankę. Wystarczy, że po prostu o tym pomyślisz. – powiedział łagodnie i uśmiechnął się do niej serdecznie, z grzeczności nie chwaląc się swoimi wampirzymi atrybutami. Musiała mocno się nad tym skupić, ale kiedy tylko poczuła jak wydłużone zęby się schowały, jęknęła bardzo cicho z wyraźną ulgą. Podniosła szklankę do ust i wypiła wszystko duszkiem co do ostatniej kropli, nie zdawając sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo musiała być spragniona i uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Jak tam reakcja ze strony żołądka? - spytał Logan – Nic ci się nie cofa?
Pochylał się nad nią lekko, wspierając się dłońmi o blat stołu i patrzył głębokim, zatroskanym i niespokojnie smutnym wzrokiem.
Nicole bez namysłu pokręciła przecząco głową i przyjrzała mu się znad krawedzi kubka, tak przenikliwie i z uwagą, zupełnie jakby widziała go po raz pierwszy w swoim życiu.
– Nie, wcale mnie nie mdli – powiedziała bardzo spokojnie. – W smaku też nie jest takie złe, jak sądziłam wcześniej.
– To dobrze – powiedział zupełnie szczerze i ponownie usiadł na krześle, oparł łokcie na udach i złączył dłonie. – Mówiłem ci, że musisz po prostu do tego przywyknąć.
Po zaspokojeniu głodu poziom jej energii gwałtownie się podniósł i Nicole była przynajmniej w o wiele lepszym nastroju niż wcześniej, ale zdawała sobie sprawę z tego, że wkrótce znów zacznie go odczuwać i ponownie będzie musiała się pożywić.
– Jak właściwie zostałeś przemieniony w wampira? Jak to jest? – powiedziała z wahaniem, bo nie wiedziała, jak bardzo osobiste okaże się dla niego to pytanie.
– Myślę, że dobrze wiesz jak to jest - powiedział z wymuszonym pół uśmiechem, marszcząc czoło.
– Ale skąd mam to niby wiedzieć? – zapytała szorstko tonem, jakim nigdy się do niego zwracała i bezradnie rozłożyła ręce. – Dopiero od jakichś dwóch tygodni jestem Panią Draculą. – Prychnęła szyderczo, rozbawiona tym określeniem – Można powiedzieć, że mam praktycznie zerowe doświadczenie w byciu nieumarłą.
Zmarszczył brwi zmieszany, wzdrygnął się i niecierpliwym ruchem ręki potarł kark, a tęczówki jego oczu na kilka sekund zapulsowały srebrem przy brzegach, być może z gniewu.
–;Pytasz mnie jak to jest zmienić się w wampira? Ciężko jest wyrazić w kilku słowach wydarzenie, które w nieodwracalny sposób zmienia twoje życie.
Przytaknęła skinieniem głowy, nie mogąc się nie zgodzić z tym stwierdzeniem.
Oczy mu zalśniły i jak gdyby zwilgotniały, a usta spięły się w delikatnym, ledwie dostrzegalnym uśmiechu, gdy spuścił wzrok na blat, a potem zacisnął je w wąską linijkę, co nadało jego twarzy wyraz oburzenia.
– Chcę, żebyś mi o tym opowiedział. – poprosiła łagodnie i popatrzyła na niego bez śladu emocji.
Wyciągnęła do niego rękę nad stołem, a on ujął jej dłoń i kciukiem zaczął rysować drobne kółka we wnętrzu jej dłoni.
– Umierałem na raka – zaczął głosem stłumionym i zdawało się wypranym starannie z wszelkiej emocji, podobnie jak maska jego twarzy – Chłoniaka – doprecyzował z gorzkim uśmiechem. Miałem wtedy trzydzieści pięć lat. Kiedy leżałem w szpitalu i spojrzałem w tę... – zrobił pauzę i przesunął wolną dłonią po czarnych włosach, zwilżył usta językiem – ... otchłań, zrozumiałem nagle, że nie ma żadnego życia po śmierci. Stało się dla mnie jasne, że to życie, to wszystko co mam.
– To było za mało? –  zapytała cicho, jakoś niepewnie, a jej głos brzmiał jak echo.
Przełknął ślinę, a jego grdyka poruszyła się w górę i w dół, szybko opadła, zarysowała się wyraźniej. Popatrzył na nią a ból, jaki zobaczyła w jego oczach sprawił, że zabolało ją serce, jakby ktoś przeszył je sztyletem na wskroś.
– Oczywiście. Miałem trzydzieści pięć lat. Pewnej lekarce, która pracowała wtedy na nocną zmianę, uczynnej i litościwej, zrobiło się mnie żal i zaproponowała mi inne wyjście.
– A ty się na to zgodziłeś.
– Chciałem żyć, chociaż nie zdawałem sobie tak naprawdę sprawy z tego, na co tak właściwie się godzę. Niewiele pamiętam z mojej ostatniej godziny w ludzkiej postaci, ale nadal pamiętam to, co działo się ze mną podczas przemiany. Pamiętam wszystko, każdą minutę.
To wyznanie zaintrygowało Nicole, i obiecała sobie, że wypyta go o wszystkie szczegóły związane z tym, jak wyglądała przemiana, głównie dlatego, że ze swojej własnej pamiętała bardzo niewiele. Poza tym taka wiedza mogłaby przydać się jej w przyszłości, jeśli kiedykolwiek ona sama miała stworzyć wampira. Na szczęście było to jednak bardzo mało prawdopodobne i fakt ten nieco poprawił jej humor.
– Muszę cię o to zapytać. Czy kiedykolwiek żałowałeś, że podjąłeś tę decyzję? – zapytała biorąc głęboki wdech i ostrożnie dobierając słowa.
– Zajęło mi trochę czasu zanim zaakceptowałem, to czym jestem, ale teraz z perspektywy czasu, nie żałuję. – odparł. – Czasami jedynie żałuję, że nie przemieniłem się trochę wcześniej.
Kilka minut siedzieli w prawie zupełnej ciszy, Nicole pozwoliła mu przebrnąć przez te wspomnienia myślami wracając do jej własnych wspomnień w jej umyśle, próbując uchwycić dłońmi ulotne obrazy, które roiły się na krawędzi jej wizji, próbując odtworzyć tego mentalne video. Nie otrzymała nic, oprócz tych wyselekcjonowanych wspomnień, które miała - paralizujący ból ogarniający całe ciało i zapierający dech w piersiach, przenikliwe uczucie zimna. W jej umyśle pojawiła się jakaś myśl i zaraz zniknęła, niczym przeźroczysta rybka, którą widać tylko wtedy, gdy przechodzi przez nią światło.
– Jak dawno temu to było?
– W tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym piątym.
Nicole rozdziawiła szeroko usta w zdumieniu i utkwiła w nim spojrzenie niebieskich oczu.
– To znaczy, że jesteś...
W połowie zachichotał, a ona ucieszyła się, widząc trochę więcej koloru na jego twarzy.
–  W wieku, przez który poczujesz się niekomfortowo.
Trybiki w mózgu Nicole stopniowo zaczynały się poruszać coraz szybciej, gdy wykonała matematyczne obliczenia.
– To by znaczyło, że urodziłeś się w tysiąc dziewięćset dwudziestym roku.
– W tym roku obchodziłem swoje osiemdziesiąte szóste urodziny. – rzucił oszczędzając jej liczenia.
Nicole wstała od stołu i odwróciła się gwałtownie, żeby powstrzymać nagły wybuch śmiechu. Śmiała się tak mocno, że dostała mocnych skurczów brzucha, przez co nie mogła dobrze oddychać. Minęło sporo czasu, odkąd słyszała własny śmiech, i teraz, słysząc go, śmiała się jeszcze głośniej.
– Śmiejesz się. Nie spodziewałem się tego.
Śmiała się, aż śmianie zaczęło boleć tak bardzo, że w myślach błagała samą siebie, żeby przestać się śmiać, wciąż się śmiejąc. Gdy wreszcie się opanowała i wytarła łzy śmiechu spływające po policzkach odezwała się wciąż próbując tłumić chichot:
– Zdecydowanie nie wyglądasz na osiemdziesiąt sześć lat. – powiedziała. – Właściwie to jesteś młodszy od mojego dziadka. – dodała wciągając powietrze przez nos i poniewczasie unosząc palec do góry.
Wyszczerzył do niej zęby i zaśmiał się cicho.
– Dzięki, Nicole. Nie czuję się nawet o dzień starszy niż osiemdziesiąt pięć.
– Pełen życia osiemdziesięciopięciolatek – Uśmiechnęła się pogodnie.
– Dokładnie tak – zgodził się.
Nicole spojrzała na niego, po czym przeszła do kuchennego okna, żeby wyjrzeć na bezchmurne nocne niebo rozświetlone gwiazdami, które wyglądały jak punkciki białego światła.
– Walczyłeś w drugiej wojnie światowej? – zapytała, nieświadomie unosząc brwi do góry.
Kątem oka zauważyła, jak Logan podniósł się z krzesła, które lekko zaskrzypiało, i podszedł do niej, postał chwilę, jakby ważąc coś w myślach, a potem się odezwał:
– Byłem żołnierzem. To stanowiło dla mnie wtedy wzorzec normalności, wykonywałem swoje rozkazy i obowiązki, ale nie zachwycał mnie pomysł zabijania wrogów. Jako śmiertelnik przeżyłem ofensywę w Ardenach. – rzekł z jakimś dziwnym, ognistym błyskiem w błyszczących srebrem oczach, ale słychać było, że niechętnie o tym mówił. – Walczyliśmy przez sześć tygodni, a na froncie nie mieliśmy ani chwili wytchnienia.
– Nawet nie wiem co powiedzieć. – wyszeptała z podziwem. Opuściła głowę, a gdy ją podniosła i spojrzała na niego, w jej oczach błyszczały łzy. Wielkie gorące łzy niczym perły spływały po jej policzkach, jedna za drugą, dwiema ciepłymi strużkami. Palcami wytarła policzki, ale łzy nadal nie przestawały płynąć, co tylko ją rozzłościło. Czuła, że powoli zaczyna odchodzić od zdrowych zamknięta w tym domu przez całe dnie i noce, nie mając co robić oprócz czytania książek, prób skonsumowowania szpitalnej krwi, i marnowaniem czasu nad użalaniem się nad sobą.
– Nicole, ty płaczesz? – zapytał z troską Logan i chwycił ją za rękę.
– Nie... Ja... – zaprzeczyła ruchem głowy – Jestem do niczego! To wszystko jest... – powiedziała łamiącym się głosem, który drżał, stłumiony przez rodzący się w krtani szloch. – Nawet nie wiem dlaczego płaczę.
– Twoje emocje są teraz wzmocnione i odczuwasz wszystko silniej.
– Czuję się jak wtedy, gdy płakałam w dniu pogrzebu mojej babci. – załkała żałośnie i znów wytarła łzy. – Chcesz wiedzieć co się wzmocniło, Logan? Smutek. Nie mogę przestać odczuwać smutku. - Zaczęła chodzić po kuchni tam i z powrotem, nie mogąc się uspokoić. Oddech miała płytki, a krew mocnymi falami uderzała jej do głowy – Czuję się jakby wszystkie te uczucia próbowały we mnie wybuchnąć, a kiedy myślę o swojej przyszłości widzę tylko ciemność. I mam ochotę płakać przez tydzień.
Podszedł do niej bliżej i chwycił ją za nadgarstki dłoni, przyciągnął do siebie i niezdarnie przytulił, gładząc jej wstrząsane płaczem plecy.
Spróbował ją pocieszyć, ale wtedy wyciągnęła do niego ramiona i zaczęła łkać jeszcze głośniej, wtuliła się w niego, jakby był jej ojcem.
– Przykro mi. – Jego głos stał się bardziej zachrypnięty i gardłowy – Tak bardzo mi przykro, skarbie.
Odsunął ją od siebie na moment, żeby spojrzeć w jej zapłakane oczy, ale zaraz położył ręce na jej ramionach i znów przytulił do swojej piersi, mocno otaczając ramionami.
– Nie chcę dla siebie takiego życia. – zachlipała cicho, spazmatycznie i nagle zaniosła się spazmatycznym łkaniem – Chcę żyć normalnie, tak jak żyłam do tej chwili. Chcę pójść na studia, mieć męża i dzieci.
– Możesz pójść na studia. Możesz żyć jak człowiek i nawet mieć męża... Tylko dzieci raczej nie będziesz posiadać. Coś za coś moja droga.
– Chcę znowu być człowiekiem. Zmień mnie z powrotem!
– Nie mogę, Nicole. Obawiam się, że to nie możliwe. – Poczuła jak gwałtownie ją od siebie odsuwa. Zmieszana spojrzała na niego, gdy ujął jej twarz w dłonie i spojrzał na nią przenikliwie, jakby zaglądał w głąb jej duszy, której prawdopodobnie już nie miała – Ale pomogę ci przez to przejść, dobrze?
–  Tak.
W tamtym momencie obiecała sobie, że w końcu weźmie się w garść, przestanie siebie nienawidzieć za to czym się stała i wreszcie zaakceptuje to co ją spotkało. Zamierzała pożegnać się z najbliższą rodziną, zerwać z nimi wszelkie kontakty dla ich dobra i rozpocząć zupełnie nowy rozdział w życiu.
~3057~
Czekam na wasze opinie o rodziale i gwiazdki. Jakieś sugestie co może wydarzyć się w następnym rozdziale? Jestem otwarta na propozycje ;)

rozdział 7


Poczuła jak jej twarz zaczyna się zmieniać, przybierając demoniczny wygląd: w ciągu kilku sekund tęczówki jej oczu posrebrzyły się, białka poczerniały całkowicie, na czole i okolicy szyi pojawiły się niebieskie żyły, a pod oczami rozszerzone naczynka krwionośne, które były nabrzmiałe do tego stopnia, jakby miały zaraz eksplodować. W chwili gdy jej kły wysunęły się boleśnie, a paznokcie u rąk wydłużyły się przekształcając w szpony, zacisnęła zęby na wardze Logana i mocno ugryzła. Jego pełen zaskoczenia krzyk zdusiły przyciśnięte do jego ust wargi Nicole. Logan aż podskoczył czując nagły ból, i uderzył czołem o czoło dziewczyny. Trzymała go zębami jeszcze chwilę dłużej i przygryzając mocniej, dopóki jej ostre kły nie zgniotły boleśnie jego warg. Poczuła metaliczno - słony smak jego krwi, usłyszała swój cichy, stłumiony jęk, nie mogła go bowiem puścić, nawet nie była pewna czy chciała to zrobić. Pomyślała sobie, że to nie ona, tylko jej wewnętrzna wampirzyca, która jakimś sposobem była od niej oddzielona, jakby była niezależnym organizmem żyjącym wewnątrz niej, mająca swój własny umysł, a także wolę, kazała jej zaciskać zęby i szarpać niczym głodny pies odrywający mięso od kości. Niespodziewanie jednak odsunęła się od niego gwałtownie, jakby się poparzyła i jednym susem odskoczyła w bok aż pod ścianę, tak szybko, że na kilka sekund pociemniało jej przed oczami i pokój zniknął. Przywarła do zimnej powierzchni nieruchomo, czując jak we krwi płynącej w jej żyłach nadal buzowała adrenalina, co nie pozwalało na powrót do ludzkiej postaci, chociaż jej pazury pozostawały bezpiecznie schowane. Jej górna warga uniosła się, jak u zwierzęcia, które szykowało się do ataku, odsłaniając drapieżne w swej białości zęby. Nicole ostrzegawczo obnażyła kły, pierś ścisnął zbierający się w niej dźwięk, a wtedy powietrze wydostało się zza jej zaciśniętych zębów z złowrogim sykiem godnym roju pszczół. Zasyczała niczym wściekły kot gniewnie, zjadliwie i ostrzegawczo. Logan przyglądał się jej szeroko otwartymi oczyma przysłoniętymi bólem i niedowierzaniem, chyba był zszokowany zmianą jaka w niej zaszła. Z rany na jego ustach pociekła strużka czerwieni, która skapywała po brodzie. Podbródek Nicole również był umazany krwią, czuła jej smak na języku, nadal rozpamiętywała uczucie towarzyszące przegryzaniu mięsistej tkanki i przyjemność jaka temu towarzyszyła. Jej głowę wypełniała bezsilność mieszająca się z pustką i setki myśli niejasnych i mętnych myśli, a serce biło tak głośno, że miała wrażenie, jakby Logan je słyszał. Była tak roztrzęsiona tym co się stało przed chwilą, że mówiła nieskładnie i chaotycznie, z trudem łapiąc powietrze i nie potrafiąc złożyć nawet jednego słowa. Słyszała tylko, jak bełkocze pod nosem słowa przeprosin, próbując wyciągnąć do Logana rekę, ale zaraz cofając ją z obawy, że znowu mogłaby zrobić mu krzywdę. Nicole stała nieruchomo, nawet nie drgnęła, tylko jej klatka piersiowa unosiła się, poruszana płytkim oddechem, ale kiedy otarła usta grzbietem dłoni i spojrzała na umazaną szkarłatem skórę, mimowolnie zadrżała. Musiał dostrzec niepokój jaki malował się na jej twarzy, której delikatne rysy były teraz upiorną maską zniekształconą i zdeformowaną przez jej wampirze oblicze.
- Nicole, nic mi nie jest - zapewnił ją tonem tak spokojnym i opanowanym, choć nieco pedantycznym, co sprawiło, że dziewczyna przyglądała mu się przez chwilę, zupełnie zbita z tropu, zaskoczona i niepewna.
Bolały ją korzenie zębów, dziąsła nadal dotkliwie swędziały, a szczękę przeszył dotkliwy spazm, kiedy jej kły cofnęły się z kliknięciem. Spróbowała się skoncentrować, poukładać sobie myśli w głowie, co nie było wcale takim prostym zadaniem, bo jej kontrola słabła z każdą sekundą. Chociaż trudno było drapieżnikowi, który był w niej, znieść ten metaliczny, ledwie wyczuwalny zapach wampirzej krwi unoszący się w powietrzu, to mimo tego wzięła głęboki wdech, jakby chciała w nim rozsmakować, całkowicie zatracić. Ryzykowała przy tym, że znowu mogłaby rzucić się na niego, zranić tego, który ją stworzył, ale nagle mogła poczuć, i to wyraźnie jak jej wampirzyca się wycofuje, chowa, a ona sama zaczyna powoli się uspokajać i odzyskiwałać panowanie nad sobą. Przestała się trząść ze zdenerwowania, jak podczas ataku febry, jej twarz wyglądała już normalnie, oczy nabrały bardziej przytomnego wyrazu, na powrót stały się niebieskie, miały kolor jasnego indygo. Nicole zupełnie odruchowo przełknęła głośno ślinę i odezwała się niskim sztucznym, zmienionym głosem, który zdawał się nie naleźeć do niej:
- Jak to nic? - zapytała zdumiona, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. - Przecież cię ugryzłam!
- I to całkiem mocno. - Przyłożył dłoń do ust, a wtedy strumień krwi spłynął mu po nadgarstku. - Ale to nie była twoja wina.
Zauważyła, nie będąc tym odkryciem szczególnie zaskoczona, że na tle jego bladej skóry krew miała niesamowicie czerwony kolor. Dziewczyna słysząc te słowa, potrząsnęła energicznie głową, nieco zgorszona jakby chciała strząsnąć pasożyta wżerającego się w czaszkę. Zrobiła to tak intensywnie, że kosmyk czarnej grzywki opadł jej na czoło, więc wyuczonym, iście teatralnym ruchem go odgarnęła.
- Co za różnica? To były moje kły.
- To nic takiego - powiedział, dotykając wargi, ale skrzywił się przy tym, przez co jego zapewnienie nie wypadło zbyt przekonująco. Posłał jej krzywy i słaby uśmiech; jeden kącik jego ust się wygiął i uniósł, drugi nie.
- Logan, nie żartuj... - zaczęła, ale zamilkła, widząc, jak Logan leniwie podnosi się z kanapy, na której siedział i powolnym krokiem zaczął zbliżać się do niej. Wolnym ruchem wyciągnął w jej stronę dłoń wewnętrzną stroną do góry i poruszył delikatnie palcami w geście przyzywania. Gdy to zrobił, poczuła, że owiewa ją jakaś dziwna energia i ogarnęło ją nieprzyjemne wrażenie, że wampir stara się wywrzeć na niej swój wpływ i ją oczarować. Wystarczyło uderzenie serca, a była tą mocą, skradajacą się ku niej ruchem niewidzialnych amebowych wąsów, otoczona, owinięta. W pierwszej chwili nie była pewna, co Logan chciał z nią zrobić - impuls nie był fizycznie groźny, ale był agresywny. Nie wydawało jej się, aby mógł ją zranić, ale próbował wślizgnąć się do jej wnętrza, szukając słabości, badając to, jak silna jest jej wampirzyca. Oczyściła umysł, myśląc, że jeśli nie będzie z nim walczyć, nie postawi żadnego muru, to prześlizgnie się i popłynie wokół niej. Zdecydowanie łatwiej było powiedzieć, niż zrobić - musiała walczyć, żeby nie wstrzymywać oddechu, kiedy powietrze zgęstniało, wprost pulsowało energią.
- Ofiaruj mi siebie. Bądź moja - szepnął bezgłośnie, jego głos rozbrzmiał echem w jej umyśle.
Logan wpatrywał się w nią wyczekująco, oczami koloru topniejącej rtęci, nadal mając wyciągniętą w jej kierunku dłoń, co miało zapewne oznaczać zaproszenie. Czekał na jej ciche przyzwolenie, na to, aż wykona jakiś ruch i to wzburzyło ukrytą w jej niej wampirzycę, która zastanawiała się przez moment, jak to byłoby pozwolić dać mu się ugryźć, doświadczyć pierwszego rzeczywistego dzielenia się krwią. Kiedy pochylił głowę, srebrzyste oczy przeszywały ją na wskroś, przełknęła rosnącą żądzę tak gęstą i szybką, że jej serce szybciej zabiło. Od razu zrozumiała jakie były jego intencje, pojęła czego od niej chciał, i dobrze wiedziała, że była gotowa to zrobić: dać mu dostęp. Więc przestała rozważać jakby to było i zrobiła ostrożny krok do przodu, ale pozostawała czujna, nadal nie spuszczając z niego wzroku. Wyciągnęła rękę i opuszkami palców delikatnie przesunęła po wnętrzu jego dłoni, wzdłuż małej, nierównej kreski pod jego kciukiem, co oznaczało tyle, że się na to zgadza. Skinęła prawie niezauważalnie i odgarnęła włosy do tyłu, przechylając lekko głowę na bok, aby lepiej odsłonić szyję. Jej puls gwałtownie przyspieszył, gdy Logan pochylił się do przodu, patrzyła zafascynowała i jednocześnie śmiertelnie przerażona, jak jego twarz się zmienia. Ukazało się jego wampirze oblicze i teraz Logan przypominał wampira, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, ale mimo to, nie bała się go. Poczuła się oszołomiona, a także zawstydzona, że nie potrafiła się oprzeć jego urokowi stawić wyraźnego oporu i powiedzieć: ,,Nie zgadzam się na to".
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - Głos miał miękki, ostrożny.
Wstrzymała na moment oddech gdy, dłonie Logana zaczęły ześlizgiwać się niespiesznie ku jej szyi, a potem spoczęły na ramionach. Delikatnie prześledził opuszkiem jednego palca linię krzywizny jej szczęki i pochylając się nad nią głębiej, przez chwilę opierał się policzkiem o wgłębienie pod jej gardłem, a ona wsłuchana w jego wyrównany i spokojny oddech, obserwowała iskierki światła igrające w jego bujnych ciemnych włosach.
- Tak - wychrypiała, nie panując nad własnym oddechem, który nagle stał się urywany. - Ale... - oczyściła gardło krótkim chrząknieciem - Czy to będzie bolało? - zapytała drżącym z podekscytowania głosem.
- Nie w sposób, w jaki to zrobię. Bez obaw. - Usłyszała jego głos niski, ciepły i budzący zaufanie, który łagodnie sączył się jej do ucha.
Na moment lekko przymknęła powieki i zamruczała cicho, z aprobatą, niczym zadowolona i najedzona kotka, gdy zaczął składać delikatne pocałunki na jej szyi najpierw w miejscu, gdzie znajdowała krtań, a potem niżej, w okolicy gardła. Czuła ciepło jakie biło od jego ciała, a jego delikatnie słodkawy zapach, w którym wyczuwała woń jaśminu i kwiatów pomarańczy, wypełniał jej zmysły. Jego dłonie zsunęły się z jej ramion i zacisnęły się na biodrach, a skóra wręcz drżała pod dotykiem jego miękkich ust. Słyszała jego oddech szybki, ale regularny, kiedy całował i delikatnie przygryzał zębami skórę na jej szyi, tym samym drażniąc się z nią. Choć oczy miała na wpół przymknięte, mogłaby przysiąc, że widziała pod powiekami zadowolony wyraz jego twarzy
- Logan.
To nawet nie brzmiało jak szept, tylko było mentalnym wołaniem jego imienia, ale wtedy wydał z siebie dźwięk, warknięcie albo mruczenie, jakiś odgłos drapieżnika, który dudnił w jego gardle. Powiedział jej imię na głos i tym razem to nie było pytanie, a dźwięk zwycięstwa, żądanie nagrody, a potem zatopił swoje kły w jej łabędziej szyi. Zupełnie zaskoczona Nicole, aż sapnęła i zaczerpnęła gwałtownie powietrza, jak ryba wyrzucona na brzeg, gdy poczuła ostre ugryzienie; co prawda to nie bolało, ale doznanie było wyjątkowo nieprzyjemnie. Poczuła nagły ból, gdy wysuwnęły się jej kły, ale przemiana nie zaszła w niej całkowicie, wewnętrzny wampir nie wypłynął na powierzchnię i nie ujawnił się. Zacisnęła ręce na bawełnianym materiale jego koszuli i poruszyła się usiłując wyrwać, ale przytrzymał ją, nie pozwalając jej na to.
- Stój spokojnie i nie ruszaj się. - znowu go usłyszała w umyśle i znieruchomiała posłusznie, instynktownie dostosowywując się do jego woli, poddając jej się.
Wydała z siebie stłumiony jęk, gdy zaczął pić, łapczywie ssać jej krew, a wtedy jej własne serce zaczęło bić tym samym rytmem co jego, skutecznie łącząc je jako jeden wspólny puls. Działo się tak, jak kilka dni temu, gdy po raz pierwszy pozwolił jej pić i nakarmił ją swoją krwią. Dwa uczucia złączyły się, płynąc tam i z powrotem pomiędzy jednym umysłem a drugim.To odczucie wydawało się wzmacniać za każdym razem, kiedy emocje się wymieniały, aż poczuła, że nic nie będzie w stanie tego powstrzymać.
Podejrzewała, że to właśnie z tego powodu Logan określił ten intymny akt dzielenia się krwią, jako, jak sam to powiedział, ,,osobisty". Gdy doznania wędrujące z szyi dosięgły reszty jej ciała, przeszedł ją po kręgosłupie przyjemny dreszcz podniecenia i poczuła ciepło w podbrzuszu. Była tym faktem zawstydzona, bo nagle dotarło do niej, dlaczego tyle historii z wampirami w roli głównej, łączyło picie krwi z seksem. To było jedno z najbardziej intymnych i prawie erotycznych przeżyć jakich zaznała w swoim życiu, chociaż zupełnie nie miała doświadczenia w tym temacie. Mimo, że od trzech miesięcy spotykała się z chłopakiem, jeszcze do niczego poważnego między nimi nie doszło, bo ona nie była gotowa na coś więcej niż tylko niewinne pocałunki, chociaż Matthew cały czas na nią naciskał. Kiedy Logan z niej pił, podobało jej się to nawet bardzo, ale nie wiedziała jak długo pozwoliła mu się sobą karmić, bo zupełnie straciła poczucie czasu i wydawało się, że także rozum. Poczuła w sobie nagły zastrzyk energii i podniecenia, ale krzyknęła nagle, kiedy przestał żerować i wyszarpnął zęby z jękiem tak gwałtownie, że zostawiły dwie głębokie ranki. To zabolało tak bardzo, że po jej policzku spłynęła szybka łza, trafiła do głębokiej, gorzkiej zmarszczki i spłynęła do kącika warg. Logan jakby wiedziony impulsem, wyciągnął rękę i czubkami palców starł pojedynczą słoną kroplę, płynącą po jej prawym policzku. Logan podniósł brew, jak opuszczał rękę i odsunął ją, zaciskając pięść, kiedy odzyskał swoją kontrolę. Cofnął swoje kły, a jego twarz wyglądała już normalnie, oczy również przybrały odcień ciepłego brązu, srebro zniknęło.Nicole podniosła dłoń do szyi, żeby zbadać obrażenia i skrzywiła się, gdy wyczuła dwa małe wgłębienia, a jej palce natrafiły na coś lepkiego i wilgotnego.
- Przepraszam - powiedział cicho i pokornie Logan, z uporem wpatrując się w jej srebrne, błyszczące z podekscytowania oczy, z taką intensywnością, jakby szukał tam jakichś nieprawidłowości. - Jeśli to było zbyt brutalne...
- Brutalne? Ależ skąd. - Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, a na ustach lekki uśmiech zakłopotania, gdy zrozumiała, że mówił o wgryzaniu się w jej gardło. - Właściwie to nawet mi się podobało. Zrobimy to jeszcze raz? - zapytała oblizując koniuszkiem języka opuszki palców ubrudzone czerwienią, jej własną krwią.
- Nie. - powiedział stanowczo i zdecydowanie, mrużąc oczy z wściekłości, jakby spodziewał się, że zada mu to pytanie. - To nie może się więcej zdarzyć.
- Nie może? Dlaczego?
Nie spodziewała się, że podejdzie do kanapy, usiądzie z łokciami na kolanach i splecionymi dłońmi. Ale zrobił właśnie to, a ruch, jego postawa, był tak pokorny, tak zmęczony i tak bardzo ludzki, że ogarnęła ją zadziwiająca potrzeba, żeby podejść do niego, dotknąć jego ramienia i pocieszyć go.
- Nicole musisz zrozumieć, że chcę ci pomóc, naprawdę. Ale dzielenie się krwią prowadzi do żądzy krwi, a żądza krwi do rozlewu krwi. Przeżyłem to dawno temu i nie mogłem tego uniknąć, chociaż próbowałem.
Schowała kły ignorując ból jaki jej to sprawiło i przez moment przyglądała mu się najprawdopodobniej zszokowana. Usiadła obok niego, ale zachowywała bezpieczny dystas, miała ochotę złapać go za rękę i ją ścisnąć, ale zamiast tego sięgnęła po szklankę z krwią. Oddała mu trochę swojej krwi i czuła się trochę wysuszona, więc aby uzupełnić braki, upiła kilka łyków, krzywiąc się, ale i poczuła się trochę lepiej. Najwidoczniej właśnie tego potrzebowało jej ciało, bo krew w ciągu niecałej minuty przestała płynąć, a rany po jego ugryzieniu zaczynały powoli się goić, zabliźniać. Leczyła się, ale nie tak szybko jak wampir, który liczył sobie sto lub więcej lat.
- Więc chcesz żebym piła tylko szpitalną krew i żyła jak wampirza anorektyczna mniszka? Mogę nie dać sobie z tym rady, Logan.
Wbiła nieobecne spojrzenie w swoje dłonie, przez chwilę przyglądała się im w zamyśleniu, ale skupiła się i zobaczyła planszę krwiobiegu na swojej skórze, od we­wnątrz. Po raz pierwszy w życiu poczuła, że w ogóle ma jakiś krwiobieg, a nie tylko wyizolowane punkty, gdzie na ranach pojawiała się kropla albo parę kro­pel krwi, ale duże, pulsujące drzewo żył, w których krążyło cztery albo pięć litrów krwi. Następnie zauważyła coś, na co przedtem nie zwracała uwagi: piekne linie zył po wewnętrznej stronie jej nadgarstka. Skóra na jej rękach była tak blada, że niemal przezroczysta, nie zasłaniala siateczek błękitnych arterii. Nicole żałowała, ze nie była bardziej uważna z anatomii, które prowadził pan Greyson. Jak się nazywała ta duża, która rozgałęziała się jak drzewo...? Niestety nie mogła sobie tego przypomnieć.
-- Początki są trudne, ale kiedy już się przyzwyczaisz, zaczniesz doceniać to, że nie będziesz musiała krzywdzić ludzi, żeby zdobyć pożywienie, tylko możesz pójść do całodobowej kliniki w pierwszym lepszym mieście i dostać tam krew w torebkach. Co prawda, wystarcza jako pożywienie, chociaż nie zaspokaja ona w pełni naszego głodu i podstawowych potrzeb, ale przynajmniej pozwala zachować czyste sumienie. - Skończył swój monolog, którego słuchała uważnie, nawet okazując zainteresowanie i posłał jej rozbrajający, uspokajający uśmiech, tak szczery, że przez moment wyglądał dużo młodziej, radośniej i bardziej ludzko.
- A jak było z tobą? - zapytała zaciekawiona, podnosząc na niego wzrok. - Byłeś bardziej głodny na początku, gdy zostałeś wampirem? Jak to się właściwie stało?
Nie spodziewał się tego pytania i patrzył na nią przez moment, zanim zdecydował się odezwać.
- Moja historia jest zbyt długa, by ją w tej chwili opowiedzieć - odparł. - Ale tak, w młodości... zdarzyło mi się pozbawić kogoś życia... przypadkiem. Nigdy nie miałem pewności, kiedy znowu będę mógł zjeść, rozumiesz? Ludzie polowali na nas od zawsze bo nas nie rozumieli, nienawidzili, a dopiero niedawno pojawiło się coś takiego, jak paczkowana krew. Poza tym w dawnych czasach żyło znacznie mniej ludzi niż teraz. - Przestał mówić na moment, żeby na nią spojrzeć, przyjrzeć się jej beznamiętnemu, kamiennemu wyrazowi twarzy. - Zapewniam cię jednak, że byłem dobrym człowiekiem za życia, to znaczy... zanim zostałem zmieniony. Z tego też powodu jako wampir starałem się pozostać osobą cywilizowaną, czyli na swoje ofiary wybierałem tylko złych ludzi i nigdy nie żywiłem się dziećmi.
- A teraz czasy na szczęście się zmieniły... - wymamrotała niewyraźnie, chociaż z ulgą. Logan pokiwał głową i zgodził się z nią.
- Tak. - powiedział. - Kiedy technologia poszła naprzód i zaczęto konserwować krew i pakować ją w torebki, większość wampirów odwróciło się od ludzi. Niektóre wampiry myślały, że będą bezpieczniejsze, jeśli zerwą kontakty z ludźmi i będą polegać na krwi w torebkach, lub jeśli będą dzielić się krwią ze sobą nawzajem.
- Widząc jej zaskoczoną minę i uniesione brwi, dodał. - To się zdarza. Metabolizm wampira potrzebuje nowej krwi, nowego napływu, więc nie jest to pewne źródło pożywienia. Ale zdarza się - często między partnerami, żeby wzmocnić łączące ich więzi, czasem rytualnie, czasem, żeby udowodnić siłę. Albo po prostu dla przyjemności, bo niektórzy z nas widzą w tym... zmysłowy element dzielenia.
Jej twarz posmutniała nagle, gdy zaczęła się nad czymś intensywnie zastanawiać i jakieś dziwne przeczucie ścisnęło jej serce. Było jej duszno i w żyłach czuła palenie, jakby nagle stanęły w ogniu.
- Myślisz, że ze mną też tak będzie? - zapytała zmartwiona. - Czy ja też... kogoś zabiję?
- Wiem, także z własnego doświadczenia, że obrócone wampiry są zawsze zdezorientowane i zdezorientowane, szczególnie przy dostosowywaniu się do przeważnie ostrych zmysłów i wrażliwości na światło. Żądza Krwi zwykle wkracza potem i wprawia nowo zamienionego wampira w szał zabijania. A ty jesteś nowo zmieniona, Nicole. Będziesz czuła się spragniona i będziesz musiała się wyżywić, aby przeżyć. Chociaż masz pewną kontrolę nad swoimi umiejętnościami, są one w większości kontrolowane przez twoje impulsy i możesz powodować poważne szkody i przypadkowe śmierci ludzi wokół ciebie.
- Ale nie pozwolisz żeby to się stało, prawda? - zapytała z żalem i goryczą głosie, tracąc pewność siebie, a zyskując zdenerwowanie. Gdy znowu na niego spojrzała w oczach miała łzy, usta jej drżały i jak u dziecka krzywiły się do płaczu. Ze wszystkich sił starała się przy nim nie okazać tego jak bardzo słaba była i próbowała się nie rozpłakać. Była doprawdy żałosna, i to by było na tyle jeśli chodziło o udawanie twardej zdecydowanej dziewiętnastolatki, zmienionej w spragnioną krwi wampirzycę.
- Nie dopuszczę do tego. - powiedział patrząc jej prosto w oczy.
Przyciągnął ją do siebie mocno i przytulił delikatnie, ale zdecydowanie. Gładził pieszczotliwie jej miękkie włosy, chwilami jego palce zostawiały włosy i przesuwały się na policzki. Opuszkami palców delikatnie gładził jej skórę wokół oczu i ust. Objęła go za szyję przyciskając twarz do jego twarzy, a następnie położyła głowę na jego szerokiej klatce piersiowej, słuchając bicia jego serca łomoczącego szybko, jak u ptaka schwytanego w sidła.
~3056~
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale może wam przypadnie do gustu. Czekam na wasze opinie i gwiazdki.

rozdział 6


Przez kilka następnych nocy, Nicole była wyjątkowo niespokojna, i miała problemy z zapadnięciem w sen, kręciła się i rzucała w łóżku, nie mogąc znaleźć komfortowej pozycji. Wciąż panowała głęboka noc, a świecące, czerwone liczby cyfrowego zegara stojącego na szafce nocnej wskazywały, że było już dobrze po północy. W tej chwili leżała bez ruchu kilka godzin, otulona ciemnością i smutkiem, który czuła gdzieś w głębi duszy, gdy rozmyślała nad swoją przyszłością i wyjątkowo beznadziejną sytuacją, w której się znalazła. Użalała się nad sobą, czując jak ciepłe strużki łez, opuszczają jej oczy i płyną po policzkach, by powoli wsiąkać w przemoczoną na wylot wątłą poduszkę obleczoną w białą poszewkę. Miętosiła pościel, to rozprostowywała na powrót prześcieradło, albo zapalała i gasiła lampkę. Jej zmysł słuchu był boleśnie wyczulony do tego stopnia, że każdy, nawet najmniejszy szelest sprawiał, że przenikały ją dreszcze tak lodowate, że musiała zaciskać zęby, aby nie szczękały. Na zewnątrz najwyraźniej wiało i padał deszcz, bo mogła usłyszeć cichy pęd uderzający w budynek i szelest gałęzi, a także ciężkie krople wody bębniące o dach domu jednostajnie i nużąco, które dzwoniły w rynnach. Była bardzo zmęczona, czuła pod cienką, pękniętą skorupką świadomości ogromny ciężar własnego ciała, a gdy jej powieki wreszcie opadły, zapadła w płytki sen. Nie spała jednak długo, bo obudziła się zgrzana i zlana potem przez dręczące ją koszmary, w których pojawiały się sterty ludzkich zwłok, bladych trupów, z których wyssano całą krew. ukazywały się też twarze o czarnych oczodołach i nieludzkich rysach, ohydne, wykrzywione w jakimś potwornym grymasie. Były to oblicza najbliższych jej osób, które znała i kochała, a dla których stanowiła śmiertelne zagrożenie. Przez dobre kilkadziesiąt minut czekała aż jej serce zwolni, usiłując opanować drżenie, i wyzwolić się spod działania sennego majaku. Głowę miała ciężką niczym ołów, dysząc ciężko, przygryzła skraj koca, którym była okryta, i przycisnęła dłonie do skroni, jakby chciała upewnić się, że naprawdę się obudziła. Czuła pragnienie, była jakby odurzona, więc odpychając od siebie ponure sny i inne obawy, wstała z łóżka i wyszła z pokoju, stwierdzając, że dom był cichy i spokojny. Ku jej uldze, światło w przedpokoju było zapalone, ułatwiając jej kierowanie się po schodach. Nikogo nie było na parterze, kiedy tam zeszła i skierowała się prosto do kuchni - najwyraźniej Logan jeszcze nie wrócił z pracy. Zapaliła światło i podeszła do lodówki, która po otwarciu drzwiczek wionęła na nią syberyjskim chłodem. We wnętrzu urządzenia znajdowało się kilka ostatnich torebek z grupą 0 Rh+. Tęczówki jej oczu posrebrzyły się, co niewątpliwie było oznaką głodu, a zęby zapulsowały i wydłużyły się boleśnie, w potrzebie wbicia się w torebkę. Wsadziła palec do ust, badając uzębienie i poczuła ostre ukłucie jednego z centymetrowych kłów. Sięgnęła po jedno z opakowań i przez chwilę trzymała je w dłoni, niepewna co miała z tym zrobić. Zastanawiała się, czy może powinna to podgrzać w kuchence mikrofalowej, ale była tak głodna, że nie zawracała sobie tym głowy. Odkręciła korek, oblizując kroplę, która spłynęła po zaworku i sekundę później piła łapczywie, bez odrywania ust, dopóki całkowicie nie osuszyła zawartości. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jest spragniona, dopóki nie rozerwała zębami kolejnego woreczka, wbijając się kłami po omacku w krew i robiąc przy tym cholerny bałagan. Wypiła duszkiem, opróżniając woreczek do ostatniej kropli, starając się nie zwracać uwagi na smak. Bolał ją już żołądek, ale nadal nie przestawała pić. Dopiero postanowiła zrobić przerwę po trzech półlitrowych opakowaniach, z obawy, że już więcej nie pomieści. Trzy torebki krwi, a ona pochłonęła je, jakby umierała z pragnienia i głodu, odmawiając jedzenia od tygodni. Kiedy głód był już zaspokojony, ujrzała porzucone na podłodze torebki i była wstrząśnięta tym, że właśnie piła ludzką krew i to z własnej woli. Zacisnęła dłoń na buzi, zmuszając się, żeby jej nie podnieść, bo wiedziała, że jeśli to zrobi, będzie musiała wypić więcej. Zakręciło się jej w głowie i niestety już po upływie kilkunastu minut poczuła, że zawartość żołądka zgłosiła zapotrzebowanie, by go natychmiast opuścić. Wiedziała, że nie zdążyłaby dobiec do łazienki znajdującej się na górze, więc dopadła do głębokiego kuchennego zlewu, który znajdował się znacznie bliżej. Zwymiotowała nagle, wypróżniając do niego zawartość żołądka i zwracając całą krew, którą przed chwilą wypiła. Jej ciałem szarpały bolesne torsje, a wnętrzościami jeszcze przez długi czas po zwymiotowaniu wstrząsały konwulsje. Przerażona, osunęła się na podłogę i oparła plecami o kuchenną wysepkę, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Na meblach była rozbryzgana krew, a podłoga w kuchni wyglądała tak, jakby ktoś dokonał na niej rytualnego zarżnięcia sarny.
Zmusiła się do oddychania, a rozum do podążania za ciałem do akceptacji tego, czego ono potrzebowało. Z trudem łapała powietrze, przyciskała dłonie zaciśnięte w pięści do piersi, żeby nie wyskoczyło jej serce. Była krwiożerczym wampirem, ale nadal to do niej nie docierało, nie chciała przyjąć do wiadomości, tego, czym się stała. Nie miała pojęcia, ile mogła tak siedzieć, była jakby otępiała i przygaszona, zupełnie straciła poczucie czasu. Aż wzdrygnęła się mimowolnie, gdy usłyszała delikatny szczęk metalowego klucza wsuwanego i przekręcanego w zamku, a potem ciche skrzypienie otwieranych drzwi wejściowych. Kolejnym odgłosem było charakterystyczne brzdęknięcie kluczy, które zawsze rzucał na blat stołu w salonie, a potem cichy szmer kroków Logana.
- Nicole? - zapytał.
- Jestem w kuchni - odezwała się drżącym z przejęcia głosem, który brzmiał nieco piskliwie.
Podniosła głowę do góry i zobaczyła swojego stwórcę, niepostrzeżenie stojącego w kuchennych drzwiach i przez chwilę przyglądającego się jej w zamyśleniu. Miał na sobie strój roboczy - marynarkę, koszulkę polo w stonowanym kolorze, czarne jeansy i wygodne buty.
Uniosła dłoń i pomachała mu palcami na powitanie. Posłała mu kwaśny uśmiech, ukazując przy tym dwa białe wydłużone kły, przywodzące na myśl zęby drapieżnika. Uśmiech powoli znikał z jego twarzy, gdy podszedł do niej i przykucnął przed nią, pochylając się opiekuńczo. Delikatnie dotknął palcami jej rozgorączkowanego czoła, rozmasował zmarszczkę, która zarysowała się między brwiami.
- Nicole, kochanie? - zapytał troskliwie, niemalże ze współczuciem. - Czy wszystko w porządku?
Czekając na odpowiedź podniósł puste plastikowe torebki po krwi opuszkami palców, po czym zaniósł je do kosza i wrzucił je do niego.
- Nie mogłam zasnąć. - Rozłożyła bezradnie ręce. - A potem zgłodniałam, więc postanowiłam napić się krwi - powiedziała lekko sepleniąc, bo jej wargi źle się układały przez wysunięte kły, po których przejechała językiem. - Ale wszystko zwymiotowałam.
- Rozumiem. To się zdarza. - powiedział ze słabym uśmiechem. - A jak się czujesz?
Wzruszyła lekceważąco ramionami, wydęła z niesmakiem usta i cofnęła kły, które szybko się schowały i zniknęły w dziąsłach.
- Nie wiem - przyznała w końcu, z rozbrajającą szczerością. - Raczej niezbyt dobrze.
Wyprostował się i stał z założonymi rękami przez moment, potem zajrzał do zlewu.
- Nie spłukuj tego wodą bo zatkasz rury. Ja się tym zajmę.
Nicole zaprotestowała słabo:
- Nie, Logan nie musisz. Sama mogę to zrobić. Ja...
Wyciągnął rękę w jej kierunku, pomógł jej podnieść się i posadził ją na krześle przy kuchennym stole. Odkręcił kran, nalał wody do szklanki i postawił przed nią.
- Wypij to. - polecił. - Nie powinno ci zaszkodzić. Zdziwiła się lekko jego rozkazującym tonem, ale uniosła szklankę do ust i wypiła wszystko, odkrywając, że woda nadal nie zmieniła swojego smaku. - Dobrze, że się nie widzisz. - powiedział. - Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć.
- Mogę jeść i pić rzeczy inne od krwi?
Logan zaśmiał się krótko, ale dźwięcznie.
- Nie musisz spożywać więcej normalnych pokarmów, bo pasożyty naprawiają i rewitalizują tkanki i komórki twojego ciała do tego stopnia, że jedzenie nie będzie konieczne.
- Jak było w pracy? - zapytała, postanawiając zmienić temat i skierować rozmowę na inne tory.
- W porządku - powiedział obojętnym tonem i bez słowa zajął się sprzątaniem. Papierowym ręcznikiem wybierał jej wymiociny ze zlewu i wyniósł do toalety i spuścił wodę. Działał szybko i skutecznie: umył podłogę, na której widniały bryzgi zasychającej powoli krwi, przyniósł odświeżacz powietrza żeby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu. Nicole obserwowała jak Logan krząta się wokół niej i czuła się jak małe dziecko, które wymagało nieustannej opieki osoby dorosłej.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytała, jakby nie znała odpowiedzi.
Logan znieruchomiał na chwilę, ale zaraz zabrał do pracy odrobinę bardziej zamaszyście. Posłał jej lekko zdziwione spojrzenie, w którym kryło się coraz więcej zrozumienia.
- Może dlatego, że mi na to pozwalasz. Poza tym... - urwał wypowiedź na sekundę, jakby nie wiedział co powiedzieć. - Mimo iż znamy się naprawdę bardzo krótko, zdążyłem już ciebie polubić.
- Czy poza mną przemieniłeś w wampira kogoś jeszcze? - zapytała znienacka, mocno zaciekawiona i zaintrygowana.
Z uporem pokręcił głową, nerwowo przeczesał czyste ciemne i gęste włosy palcami, a gdy posłał jej najbardziej szczere spojrzenie na jakie było go stać, w jego brązowych oczach zauważyła błysk zakłopotania.
- Nie. - odpowiedział po chwili namysłu i wahania. - Jesteś pierwszą osobą, z którą kiedykolwiek dzieliłem się swoją krwią. - Chodź - rzucił z humorem, nagle rozbawiony. - Podłączę ci kroplówkę dożylną.
Słysząc to Nicole westchnęła i dramatycznie wywróciła oczami, a z jej gardła wyrwał się cichy jęk.
- Nienawidzę igieł - poskarżyła się Nicole, ale niechętnie wstała od stołu. - Naprawdę ich nienawidzę. Praktycznie rzecz biorąc, mam fobię.
Poprowadził ją po schodach w górę korytarza, posłusznie podążyła za nim.
-Potrzebujesz krwi. Jeśli jej nie dostaniesz, będzie ci jej brakować aż do bólu.
Nicole wystawiła język do jego pleców, ale wiedziała, że ma rację. W pustym i podrażnionym żołądku czuła nieprzyjemne kłucie i gniecenie, a Jej ciało domagało się tej odżywczej substancji w sposób, który był niemal bolesny.
- Dasz mi się znowu ugryźć? - próbowała zażartować, ale niezbyt jej to wyszło.
Logan spojrzał do tyłu, otwierając usta, ale zatrzymał się, kiedy złapał jej spojrzenie na swojej szyi.
- Hej! - Napisałem Żądzę Krwi, pamiętasz? - Twoją ulubioną książkę.
Jej stwórca prócz tego, że pracował jako barman w pubie, zarabiał na życie, zajmując się także pisaniem książek, które następnie wydawał własnym kosztem.
- Owszem, ale przede wszystkim także mnie przemieniłeś, tatusiu - przypomniała mu, ostatnie słowo wypowiadając przeciągle, z wielkim sarkazmem i pokazała swoje nowe zęby.
Najwyraźniej Logan nie zorientował się, że tylko mu dokuczała. Wina przemknęła przez jego twarz i wyglądał przepraszająco.
- Nie nazywaj mnie tak - żachnął się, najwidoczniej urażony. - Gdybym tego nie zrobił, to byłabyś martwa.
Wzruszając ramionami, Nicole ruszyła za nim i zaczęła wspinać się na schody.
- Jestem martwa, ale jakoś to przeżyję i dojdę do siebie. Podejrzewam, że to naprawdę lepsze niż śmierć, prawda?
Ciężkie westchnienie Logana sprawiło, że Nicole zatrzymała się i odwróciła. Nie lubiła go, kiedy był ponury i nieszczęśliwy, jak tak teraz i naprawdę nie miała zamiaru sprawić, żeby źle się poczuł. Rozśmieszenie go wydawało się najlepszym sposobem na naprawienie spraw, więc uśmiechnęła się pogodnie i powiedziała: - Więc... skoro nie chcesz, żebym cię ugryzła, może mogłabym ugryźć mojego ojca? To on każe co niedzielę chodzić mi na kółko biblijne.
- Nawet nie ma takiej opcji, moja panno - Jego słowa zabrzmiały groźnie, jak warczenie jakiegoś zwierzęcia, ale jego zauważyła, że kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu, który spróbował stłumić, odwracając głowę.
~~~***~~~
Siedziała na miękkiej kanapie w salonie i nerwowo skubała skórki wokół paznokci, aż pojedyncza kropla krwi pokazała się na kciuku. Patrzyła niemalże zafascynowana jak niewielka rana goi się niemal od razu, nie pozostawiając nawet śladu blizny. Musiała czymś zająć swoje myśli, i pozostać skupioną, żeby tylko nie koncentrować się na silnym uczuciu głodu, który palił jej wnętrzności i sprawiał, że czuła się wręcz oszołomiona. Pragnienie zakosztowania ludzkiej krwi stało tak powszechne jak potrzeba oddychania i towarzyszyło jej niemal bez przerwy, odkąd została przemieniona. Z nieskrywanym obrzydzeniem patrzyła na rzadką pomarańczowo-czerwoną ciecz w znajdującą się w zwykłej, przeźroczystej szklance stojącej przed nią na stoliku i poczuła jak pragnienie znów rośnie, chociaż piła krew już dwie godziny temu. Nicole nadal nie potrafiła przywyknąć do woreczków paczkowanej krwi, chociaż przez ostatnie trzy dni, odkąd została zamówiona i dostarczona nowa partia, próbowała trzy razy dziennie skonsumować tę złą mieszankę tylko po to, żeby z powrotem ją wypluć. Ta wybrakowana krew była wyjątkowo paskudna, miała też wyczuwalny plastikowy posmak, prawdopodobnie od torebki, w której była przechowywana, ponadto zawierała też konserwanty i utrwalacze. Nicole niestety nie potrafiła zmusić się do wypicia więcej niż pół kubka tej okropnej mieszanki, nie będąc pewną jak obeszła się przy tym bez kneblowania swoich ust. Logan, który opiekował się nią niczym dobry ojciec i najczulsza matka, stale pilnował, aby żywiła się regularnie i często, nie dopuszczając do tego aby robiła długie przerwy w posiłkach.
Nagle poczuła bolesny, silny skurcz żołądka, który zwinął się w węzeł i skurczył się gwałtownie do wielkości orzecha włoskiego, potem uderzenie kwasów o podniebienie. Ten ból był tak szybki i dojmujący, że twarz Nicole mimowolnie wykrzywiła się w grymasie bólu, a dziewczyna skuliła się i otoczyła brzuch rękoma, mając wrażenie, że jeśli tego nie zrobiłaby, to jej ciało zaczęłoby rozpadać się na milion kawałków. Zamiast na pragnieniu, spróbowała skupić się na oddychaniu, na braniu spokojnych wdechów i wydechów, co nie było wcale takie łatwe, bo Jej gardło było podrażnione, bardzo obolałe i suche. Tak wyschnięte na wiór, że z trudem mogła przełykać słodką, gęstą ślinę, która napływała jej do ust. Chociaż w jej gardle nic nie zalegało, to miała wrażenie, że było ściśnięte i czymś zatkane, jakby znajdowało się tam jakieś ciało obce, a w krtani pojawiło się uczucie zalegania śluzu, mocne pieczenie i drapanie. Silny ból promieniował z krtani w dół i w górę - eksplodował obejmując całą czaszkę niczym imadło i naciskał z taką siłą, jakby za chwilę miała wybuchnąć. Wreszcie przestała się temu opierać i uniosła szklankę do ust, ostrożnie upijając niewielki łyk, teraz już zimnej krwi i odstawiła naczynie na stół. Przełknęła, krzywiąc się przy tym lekko, jakby zjadła plasterek cytryny, albo wypiła jakieś gorzkie lekarstwo. Nicole oczywiście sprowadziła fizyczną reakcję swojego organizmu do psychologicznej awersji na pomysł picia krwi.
- Nicole, wiem, że smak krwi z torebki jest dość charakterystyczny i w dodatku obrzydliwy, ale musisz jeść, żeby zachwać siłę. - odezwał się Logan naturalnym, ale całkiem innym tonem, takim pouczającym i wyjątkowo poważnym. - Od tego zależy twoje przetrwanie.
Spojrzała na niego z miną zbitego psa, jakby chciała się upewnić, czy mówił poważnie, a potem pokręciła głową powoli i przecząco.
- Nie. Nie smakuje mi to - wychrypiała z trudem, bo gardło miała wysuszone. Powiedziała to zbyt cicho, ale Logan i tak usłyszał, co mówiła. Westchnął ciężko, gdy pokiwał głową z dezaprobatą, a jego mina wyrażała rozczarowanie i zrezygnowanie.
- Jeśli przywykłabyś do szpitalnej krwi, może ominęłoby cię to, przez co ja przechodziłem na samym początku. - Złagodził ton głosu i posłał jej delikatny, chociaż smutny i zmęczony uśmiech. - Wskazał palcem na szklankę - Może spróbujesz wypić trochę więcej? - zachęcił ją niepewnie. - Złagodzi głód, który odczuwasz.
- Do tej pory ledwie mogłam to przełknąć, bo miałam okropne mdłości - wyjaśniła. - Nie zniosę tego. - dodała, patrząc na niego wzrokiem, który miała nadzieję, że może zrozumie.
- Minie trochę czasu zanim twój żołądek się przyzwyczai, ale musisz być przygotowana na wszystkie okazje, zanim będziesz gotowa odejść i powrócić do świata. - powiedział cierpliwie, tak jak gdyby tłumaczył jakiemuś niezbyt bystremu dziecku, jakiś skomplikowany problem matematyczny.
Jej doświadczenie w byciu nieumarłym żywym trupem wynosiło ledwie tydzień i wciąż była zdumiona tym, jak niewielką wiedzę posiadała na temat jej wciąż zmieniającego organizmu. Właściwie to nadal była typowym człowiekiem na prawie wszystkie sposoby, fizycznie i psychicznie, ponadto zachowała wszystkie swoje cechy i zdolności, które miała jako człowiek. Na przykład wydawała się wymagać snu jak normalny człowiek, ale wolała oczywiście odpoczywać w ciągu dnia i wychodzić w nocy. Jej ciało wciąż funkcjonowało jak żywe, co oznaczało że zachowywało ludzką fizjologię, przynajmniej na widocznym poziomie i reagowało na pewne rzeczy w ten sam sposób. Ponadto wiedziała też, że kiedy zbyt długo nic nie jadła, zaczynała odczuwać bóle głowy, uporczywe uciskanie skroni, rozdrażnienie, bliżej nieokreślone uczucie niepokoju, apatii, przygnębienia, a także smutku. Wszystkie te objawy ustępowały wkrótce potem, gdy pożywiła się, dlatego rozważała picie nawet niewielkiej ilości krwi, jako sposób na poprawę nastroju.
- Musi istnieć jakiś inny sposób. - powiedziała zdesperowana, myślami wracając do swojej niedawnej wizyty w Fang Clubie. Było to popularne miejsce spotkań dla ludzi i wampirów otwarte od zachodu do wschodu słońca. - Joseph pozwolił mi karmić się na facecie, który miał tatuaże, kolczyki w uszach i pierścienie w sutkach. - powiedziała rozmarzona. Gdy piła z niego, ogarnęło ją cudowne uczucie błogości, lepsze niż seks - w każdym razie takie miała wrażenie, bo pierwszy raz jeszcze był przed nią. Mężczyzna pogładził ją po włosach, jakby dziękował jej, że to właśnie go wybrała. To było bardzo dziwne doznanie, ale tamtego pamiętnego wieczoru wszystko dla niej takie było. Wiedząc, że Logan potrafi zaglądać w jej myśli, przypominała sobie, jak słodko smakowała krew tamtego mężczyzny i usłyszała ciche syknięcie.
- Nie jestem Josephem - powiedział, niemal warcząc przez zaciśnięte zęby - Nie myśl, że pozwolę ci żerować na ludziach.
Nicole zadrżała, objęła głowę dłońmi, uciskając skronie.
- Czy ten głód kiedyś minie?
- Będzie nieodłącznym elementem twojego nowego życia, ale stanie się znośny. Jeszcze długo nie zdołasz o nim zapomnieć, ale z czasem będzie łatwiej.
Nagle zaczęła płakać, otarte łzy rozmazały się po policzku, jej szloch był niemal histeryczny.
- Jak sobie poradzę, kiedy wrócę do domu? Jak będę to kontrolować? Bo wrócę do domu prawda? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Wrócisz wtedy, gdy będziesz na to gotowa, nie wcześniej. Na razie nie zamartwiaj się tym. Moja stwórczyni była najgorsza na świecie, a i tak zdołałem przejść przez to szaleństwo, które następuje po przemianie. - Uniósł lekko jej podbródek, wierzchem dłoni, pogłaskał po policzku i zmusił, żeby spojrzała mu prosto w oczy. - Pomogę ci.
Patrzyła na niego przepełnionym żalem wzrokiem, zasmarkana z zaczerwienionymi od płaczu oczami.
- Nie dam rady. Nie jestem wystarczająco silna.
- Będę silny za nas oboje.
Jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko jej, czuła powiew jego ciepłego oddechu na policzkach, gdy zapewniał ją, że się nią zaopiekuje i nie pozwoli, aby spotkało ją coś złego. Złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie, pozwalając aby jej słone łzy zmoczyły koszulę, którą miał na sobie. Zapach jego wody po goleniu sączył się jej do nosa i gardła, za każdym razem, gdy wdychała powietrze.
- Lubiłam moje dawne życie. - wychlipała i pociągnęła nosem - Chciałabym je odzyskać.
- Odzyskasz je, ale wszystko w swoim czasie. - zapewnił ją. - Może to życie też polubisz. Tego przecież nie możesz wiedzieć.
Podczas gdy nie miała pojęcia, co los dla niej szykuje, wyjaśnienia Logana przekonały ją, że jej życie definitywnie się zmieniło, nadal była zagubiona i nie potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć. Może zyskała kły, pazury i bledszy odcień skóry, ale kiedy była skłonna do przyznania się, że się zmieniła, nie czuła żadnej różnicy. Miała nadzieję, że dojdzie do siebie i odnajdzie w nowym życiu wystarczająco wiele przyjemności, by nie żałować tego, co ją spotkało.
Sama nie wiedziała, kiedy to się stało, ale gdy jego ciepłe miękkie usta dotknęły jej warg poczuła, że ulatuje z niej życie. Wargi miał ciepłe i miękkie, ślina miała słodki smak a aromat jego oddechu działał na nią niczym afrodyzjak. Powoli i niespiesznie zareagowała na tę pieszczotę, oddając pocałunek.
- 3053 -
Czekam na wasze komentarze. Zostaw też gwiazdkę, jeśli przeczytałeś.

rozdział 5

Przecież nie mogę tego zrobić. Nie mogę go ugryźć" - pomyślała i zawahała się przez chwilę, ale gdy tylko tylko do jej nozdrzy dotarł ten metaliczny dusząco słodki zapach krwi, bez zastanowienia, nie do końca świadoma tego co robi, sięgnęła po jego rękę, chwyciła ją i siłą przywarła do ust. Gdy tylko poczuła na czubku języka ten dziwny metaliczno-słony smak posoki aż zadrżała z podniecenia, a wszystkie mięśnie jej ciała zadrgały i naprężyły się. Potem poczuła silny nacisk na podniebienie i ból a jej w głowie rozległ się głośny trzask, jakby ktoś wyrywał jej zęby. Jej górne trójki wydłużyły się, przekształcając się w ostre niczym brzytwa kły, co dawało im zdolność do rozdzierania niemal każdej substancji i zwłaszcza ciała. Dwie małe ranki przez które wypływała krew zdążyły się zagoić w ciągu kilkunastu sekund, więc użyła kłów, wbijając je głęboko w delikatną skórę na nadgarstku swojego stwórcy. Logan nie cofnął ręki, pozwalając jej na mocne i brutalne wygryzienie się, ale nie miała w tym takiej wprawy i zrobiła to zupełnie nieumiejętnie. Prawie przegryzła tętnicę wypuszczając przy tym strumień ciepłej posoki, a chciała skosztować tylko odrobinę, żeby tylko zaspokoić głód, który natastał szybko i silnie. Krew trysnęła strumieniem szybciej, niż mogła ją przełknąć, a ona wsysała ją tak gwałtownie, jak się dało. Lekko przymknęła powieki, podczas gdy piła tak szybko, jak potrafiła, przełykała tyle, ile mogła zmieścić w ustach. Prawie natychmiast przeszyła ją fala elektrycznej rozkoszy, a ekscytacja tym wywołana spowodowała pustkę w umyśle, który jak się jej w tamtej chwili wydawało, był spowity gęstą czerwoną mgłą i przez to nie była w stanie myśleć trzeźwo. Z każdym uderzeniem jego serca mocnego równo bijącego, pulsującego, coraz głośniej, serca równie silne jak jej własne, albo nawet silniejszego słyszała własne jęki. Była to seria wystrzałów jak z karabinu maszynowego, smak gorzkiej czekolady, łyk źródlanej wody na pustyni, kościelny chór śpiewający „alleluja" i kawaleria idąca na odsiecz. Czuła się oszołomiona i przytłoczona tymi doznaniami przeżywanymi na raz, a przez cały czas cichy głosik w jej głowie krzyczał: „NIE!"

- Słodka, ciepła i gęsta. Smakuje dobrze, prawda? - prawie wzdrygnęła się, gdy uslyszała jego głos, który wydawał się dochodzić z bardzo daleka.

Krew w jej żyłach wrzała, puls uderzał gwałtownie, jej serce waliło jak oszalałe, nienasycone, tłukło się i sprzeciwiało temu silnemu uczuciu i miała wrażenie, że lada chwila połamie jej żebra. Jego serce ciągnęło jej własne coraz szybciej, bez wytchnienia, kiedy soczysty życiodajny, gęsty płyn przenikał się zbyt szybko w jej żyły. Po raz pierwszy od czasów niemowlęctwa doświadczała tej szczególnej przyjemności ssania pokarmu, całym ciałem, skupiając się na tym jedynym źródle życia, na wypływającej krwi. I wtedy poczuła jak zaczyna dziać się z nią coś dziwnego, jak zachodzi w niej jakaś nagła przemiana. W ciągu jednej chwili rysy jej twarzy stały się surowsze, twardsze, bardziej drapieżne i wyrazistsze. Na jej czole i okolicy szyi pojawiły się widoczne niebieskie żyły, które były bardzo nabrzmiałe i bolesne. Tęczówki jej oczu zrobiły się srebrne, natomiast białka całkowicie czarne, a źrenice miała znacznie większe. Rozszerzone naczynka krwionośne charakteryzujące się żywą, czerwonawą barwą, które kurczyły się i rozszerzały wskutek działania czynników takich jak ciepło i zimno, podczas gdy krew przepływała przez nie mocno, pojawiły się pod jej oczami. Były one widoczne gołym okiem tuż pod powierzchnią skóry, co wyglądało dość upiornie i w dodatku nieestetycznie. Następną rzeczą jaką wychwycił jej wyczulony do granic możliwości słuch był... dźwięk. Głuchy huk na początku, a następnie łomotanie, dudnienie, jak w wielki bęben, narastające, jak gdyby jakiś nadludzki olbrzym przedzierał się powoli przez ciemny i tajemniczy las. Tuż po chwili usłyszała identyczny, drugi taki odgłos, jakby za pierwszym olbrzymem, w pewnej odległości pojawił się drugi, a każdy z nich w rytmie swojego własnego dudnienia. Hałas narastał, zbliżał się coraz bardziej, aż wydawało się, że wypełnia już nie tylko mój zmysł słuchu, ale i wszystkie pozostałe. Zdawał się tętnić i pulsować w wargach i palcach, w skroniach i żyłach. Najpierw jeden odgłos dudnienia, potem ten drugi. Nadal nie przestawając ssać zastanawiała się nad źródłem tych dźwięków, aż wreszcie zdała sobie sprawę że odgłosy tego bębna były biciem ich własnych serc. Dwa serca bijące jednym rytmem - To odkrycie ją zdumiało, na sekundę wytrąciło z równowagi. I kiedy myślała, że nie da rady tego wytrzymać, że prawie ją to zabije, Logan wyszarpnął rękę, odrywając ją od jej ust. Gdyby ktoś się jej spytał, to pzysiągłaby, że wszystko to, całe to dzielenie się krwią, po pierwsze skończyło się zbyt szybko, a po drugie, trwało dużo dłużej niż góra kilka minut.

- Już wystarczy. - powiedział rozkazującym tonem, nieznoszącym sprzeciwu.

Otworzyła oczy, i zamrugała kilkakrotnie czując się jakby wpadła w jakiś rodzaj transu. Szumiało jej w głowie od nadmiaru wypitej wampirzej krwi, chociaż serce biło już spokojniej, bez gwałtownych porywów. Musiało minąć kilka chwil, które wydawały się ciągnąć w nieskończoność, zanim w pełni odzyskała świadomość. Gdy to się stało, z niemałym wysiłkiem schowała lekko wystające kły, które cofnęły się z dźwiękiem przywodzącym na myśl kliknięcie. Jej prawdziwe wampirze oblicze zniknęło, a twarz na powrót wyglądała normalnie i nie przypominała już tej rodem z hollywodzkiego horroru. Z prawego kącika jej ust ciekła cienka, lepka, wąska strużka krwi, która łaskotała delikatnie, spływając po bladej brodzie nowo przemienionej wampirzycy. Logan ostrożnie wytarł ją kciukiem i wydawało się Nicole, iż ten niepozorny - jak się zdawało - gest coś znaczył i - co więcej - był dla niej czymś najzupełniej normalnym.

- Nicole, i jak się czujesz? Lepiej? - zapytał Logan delikatnie, kładąc jej dłoń na karku, ale zaraz potem ją zabrał.

Ton był jego głosu teraz był miękki, ciepły, niby beztroski, choć zdradzający napięcie i jakby podszyty niepokojem. Kiedy wreszcie na niego spojrzała, nieco zaskoczona tym pytaniem, zauważyła że przygląda jej z zaciekawieniem, uśmiechając się przy tym blado, chociaż spojrzenie miał raczej współczujące. Nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć krótko na to pytanie, bo czuła się rozproszona przez kotłujące się w niej różne emocje, którym nie potrafiła nawet nadać nazwy.

- Czuję się... - przez sekundę zastanawiała się nad odpowiedzią - raczej dobrze. - odparła wreszcie niepewnie, jak gdyby sama nie była do końca tego pewna.

Zapadła się głębiej w kanapę, opierając głowę o jej oparcie, łapczywie oblizała koniuszkiem języka błyszczące czerwienią usta, po czym utkwiła lekko nieobecne spojrzenie w suficie. Miała lekkie wypieki na policzkach, wskutek czego wyglądała, jakby zaatakowała ją grypa. Jej niebieskie oczy zaś były szkliste, okrągłe, pozbawione blasku i życia, a włosy w nieładzie, jakby próbowała rozczesać je palcami, opadały kosmykami na uszy. Oddychała normalnie i miarowo, wyraz twarzy miała łagodny, chociaż myślami była zupełnie gdzieś indziej. W kącikach jej warg na moment pojawił się delikatny uśmiech, błyszczący w oczach maleńkimi iskierkami, gdy przypomniała sobie, to niesamowite doznanie, jakiego doświadczyła, gdy piła jego krew. Towarzysząca temu rozkosz rozpływała się po całym jej ciele, a miliony gwiazd i biel poprzecinana złotymi smugami eksplodowały w jej umyśle jednocześnie.

Teraz jednak czuła się dziwnie otępiała i nieco zmęczona, jakby wcześniejsza energia gdzieś zupełnie zniknęła, pozostawiając ją bierną i bezwolną. Była niesamowicie słaba - w zasadzie wydrenowana i nie mogła do końca znaleźć przyczyny tego stanu ani odpowiedzi na pytanie dlaczego tak się działo. Przecież wzięła trochę krwi od Logana, zatem powinna być znacznie silniejsza, a nie słabsza, prawda? Była zarówno zszokowana jak i trochę przerażona słabością, przez którą cierpiała, ale sądziła, iż właśnie tak miało być. Kręciło się jej w głowie, oczy jej puchły, jakby były zanurzone w jakimś gęstym śluzie, krawędzie jej źrenic rozmywały się, jakby były płynne, przed jej oczami pojawiły się mroczki, i czarne plamy, jakby traciła ostrość widzenia. Potem Nicole poczuła ból gdzieś w okolicy żołądka. Jej przepona stężała, a podbrzusze przeszył piekący, dotkliwy spazm będący niczym wrząca lawa z wnętrza rozdartej ziemi. Ból rozprzestrzeniał się po wnętrznościach z głębi żołądka, jak rozhuśtany dzwon, rozlewał się falami po całym jej ciele wraz z każdym oddechem który zaczerpnęła i głuchymi uderzenieniami jej serca, zmieniającego tętno i bijącego tak szybko, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Bezwiednie przyłożyła dłoń do brzucha, próbując powstrzymać zbierającą się w gardle kwaśną, lekką falę mdłości, gdzie teraz pulsowała sucha, chropowata gula.

- Nicole, co się dzieje? - zapytał Logan, przysuwając się bliżej niej. - Coś cię boli?

Głos miał melodyjny i dziwnie spokojny, ale mimo to pobrzmiewała w nim wyraźna nuta niepokoju.
Chwycił jej rękę i poczuła słaby nacisk po wewnętrznej stronie nadgarstka, gdy przyłożył dwa palce, wskazujący i środkowy, z zamiarem zbadania jej pulsu.

Wyczuła na sobie ciężar jego pytającego spojrzenia, więc podniosła głowę i spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami, szeroko otwartymi ze zdumienia, przerażenia i strachu. Otworzyła usta, żeby mu odpowiedzieć, że wszystko w porządku, ale słowa uwiązły jej w gardle, a ze ściśniętej kurczowo krtani wydobył się tylko cichy jęk. Siłą woli zmusiła swoje wargi do poruszenia się, a pęcherzyki powietrza ułożyły się w ledwie słyszalny szept na wyschniętym jak pieprz języku. Jak przez mgłę w odcieniach szarości i czerwieni, widziała rysy jego twarzy chłodne, nieco odległe i zamazane. Pomimo tego mogła zobaczyć jakiś rodzaj dziwnego żaru, będącego początkiem głodu, gdy jego srebrne oczy badały ją, przeszywały ją wskroś, ale zaraz potem przejaśniały przygasając szybko z płynnego srebra do koloru brązowego.

- Coś jest nie tak... - powiedziała cicho, z wielkim trudem wypowiadając każde słowo.

Jej głos był zachrypnięty, metaliczny, prawie jakby była przeziębiona albo stąpała boso po trawie w chłodny poranek. Zacisnęła długie, smukłe palce na jego przedramieniu, i trzymała kurczowo, nie chcąc puścić, jakby to miało uchronić ją przed całkowitym ześliźnięciem się w czerń. Starała się z tym walczyć, z całych sił zachować przytomność i napierała na mrok, ale tylko odruchowo, a nie z rozmysłem. Nie starała się go unieść, po prostu mu się opierała, ale wiedziała, że przegrała, z chwilą, gdy jej głowa opadła ciężko na bok, zatrzymując się na ramieniu wampira. Jeszcze resztkami świadomości, jaka jej pozostała, zarejestrowała, że Logan gładził jej włosy i coś przy tym do niej mówił, ale nie potrafiła rozróźnić słów, bo dźwięk bicia jej serca, ten głuchy odgłos dudnił jej w uszach. Potem zupełnie straciła przytomność i spadła w pustą i głuchą ciemność.

~~~ *** ~~~

Nicole obudziła się powoli, niepewna, co ją zaniepokoiło i wyrwało ze snu. Z zamkniętymi oczami leżała jeszcze przez kilka minut, a jej policzek spoczywał na czymś miękkim. Leżała na boku, zwinięta w kłębek w chłodnej, delikatnej ciemności, która ją otaczała, a jej głowa spoczywała na poduszce. Dziewczyna leniwie otworzyła oczy i zamrugała nieprzytomnie, z całych sił wytężając wzrok, ale dostrzegała tylko nieyraźne kształty mebli znajdujących się w pokoju. Najwyraźniej jej wampirzy wzrok i zdolność do widzenia w całkowitych ciemnościach nie wykształciły się do końca. Walcząc z przykrym smakiem w przełyku, przełknęła ślinę, która w nadmiarze pojawiła się w jej ustach. Stłumiła w sobie narastajacy atak paniki i w gęstych ciemnościach dookoła niej usłyszała swój krzyk z błaganiem o to, aby ktoś włączył światło. Kiedy złoty blask rozświetlił pokój zamrugała, przyzwyczaiła się do światła i zobaczyła Logana siedzącego na krześle naprzeciwko jej łóżka.

- Cześć, wampirzy osesku. - przywitał się krótko, odsuwając rękę od lampki stojącej na stoliku nocnym. - Nieźle mnie wystraszyłaś, wiesz? - dodał z udawanym wyrzutem, ale zaraz potem zaśmiał się krótko i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

Odsunęła z czoła kosmyk mokrej grzywki, nic mu nie odpowiedziała, ale postanowiła zaryzykować pytanie.

- Co się stało? - zapytała słabym, łamiącym się głosem, zupełnie, jakby miała wybuchnąć histerycznym szlochem. Usiadła gwałtownie na łóżku, zaraz jednak znowu zrobiło się jej słabo i postanowiła ponownie się położyć.

- Po prostu odpłynęłaś na chwilę, to wszystko. - powiedział siląc się na obojętny, neutralny ton głosu, ale Nicole dobrze wiedziała, iż się o nią martwił. Z łatwością dało się to wyczytać ze zatroskanego wyrazu jego twarzy.

- Jak długo byłam nieprzytomna?

- Już prawie noc. Nie było cię tylko kilka godzin. Ile pamiętasz? - zapytał, a jego mina wyrażała chęć poznania odpowiedzi.

Musiała zastanowić się przez moment, potem powiedziała:

- Niewiele. - odparła całkowicie szczerze, starając się wrócić myślami do tamtego momentu. - Pamiętam że... - zrobiła lekką, celową pauzę, żeby jakoś poskładać myśli w słowa - Pamiętam, że piłam twoją krew.

- Tak. - potwierdził, kiwając głową ze zrozumieniem. - Robiłaś to. Podwinął rękaw koszuli i pokazał w pełni zagojony nadgarstek, na którym nie było śladów po jej kłach. I co było dalej? - dopytywał się nadal. W jego brązowych oczach dostrzegła błysk zainteresowania.

- Nie jestem pewna - szepnęła, wzdychając cicho. - Następnie poczułam taki ból, jakby ktoś wepchnął mi w żołądek rozgrzany do białości zelazny pręt. - Jęknęła żałośnie, podniosząc na niego wzrok. - Całą resztę już znasz - dopowiedziała i na tym postanowiła zakończyć swoją opowieść, nie wspominając ani słowem o tym, że zaszła w niej przemiana, że jej twarz przybrała demoniczny wygląd. Mogła wtedy poczuć wyraźnie, że wampirzyca, która była w niej, przejęła nad nią kontrolę i ujawniła się po raz pierwszy, ale przecież on musiał o tym wiedzieć.

Na samo to nieprzyjemne wspomnienie bólu, kąciki jej oczu zapiekły, napełniając się łzami i pokręciła głową, by się tego pozbyć. Wpatrywał się w nią przez minutę, bez mrugnięcia okiem, po czym powiedział z dziwną powagą.

- Kiedy zemdlałaś przeniosłem cię tutaj.

Poruszyła się niespokojnie i dopiero teraz spostrzegła, że w jej żyle łokciowej tkwił boleśnie wkłuty wenflon, do którego podłączony był przewód kroplówki, wypełniony czerwonym płynem. l potem zauważyła puste torebki krwi leżące na stoliku nocnym, których musiało być co najmniej z tuzin. Widok ten wydał się jej dziwnie znajomy i obudził w niej pewne wspomnienie, mgliste, niewyraźne i wyblakłe jak materiał pozostawiony na słońcu przez lata. Roiło się ono na krawędzi jej umysłu i mogło być tylko sennym majakiem, ale miała że już doświadczyła tego wcześniej.

Choć zastrzyki były dla niej stresującą męką, to była zbyt dumna, żeby okazać swój strach przy Loganie, więc cierpiała, kiedy on w ciszy podłączał jej następną kroplówkę. Właśnie kiedy je dostrzegła Logan podniósł się z krzesła, podszedł do stanowiska dożylnego i przymocował kolejną, półlitrową torebkę, z wprawą doświadczonej pielęgniarki, po czym wrócił na miejsce.

- Jak się czujesz? Nie najlepiej, co? - zagadał.

Spojrzała na niego zaskoczona jego troskliwym tonem.

- Tak. - potwierdziła. Chociaż nie rozumiem dlaczego. - Zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

- Musiałaś przyjąć zbyt dużo mojej krwi - wyjaśnił powoli, jakby chciał upewnić, że go słuchała i w pełni zrozumiała. - A ja nie powienem był ci na to pozwolić.

- Dlaczego nie powinnam... - Oczy Nicole zmrużyły się w szparki, kiedy nad tym myślała, a potem jakiś trybik obracający się w jej głowie zaskoczył na miejsce i chyba zrozumiała. - Kiedy rozmawiałeś ze mną tego ranka wspomniałeś coś o pasożytach w moim organizmie.

- Zatrzymujesz w sobie pewną ilość pasożytów, idealną dla twojego ciała. Zastępują one te, które umierają, kiedy to konieczne i tępią te dodatkowe, które mogłyby się rozwijać. - Przyglądał się jej ogłuszonemu wyrazowi twarzy i posłał tajemniczy, choć lekko wymuszony uśmiech i ciągnął dalej: - Nagła dawka dodatkowych pasożytów od innego wampira powoduje, że organizm potrzebuje więcej czasu, by w twoim ciele przebiegł ten proces. To może być trudne, zwłaszcza, gdy jest się jeszcze bardzo młodym wampirem.

- Takim jak ja. - dopowiedziała, wykrzywiając usta w grymasie, będącym namiastką uśmiechu.

Lekko kiwnął głową, na znak, że się z nią zgadza. Kiedy wreszcie skończył mówić, była kompletnie oszołomiona i zdołała z siebie wydusić tylko: Jasna cholera.

Jej głowa nadal kołysała się, pokój wirował zbyt szybko i pulsował przed jej oczami. Przykryła usta dłonią, próbując powstrzymać odruch wymiotny. Tłumiąc głos, ostrzegła go.

- Chyba będzie mi niedobrze.

Logan jak na polecenie błyskawicznie podniósł się, w wampirzym tempie i postawił przed nią srebrny kosz na śmieci z drugiego kąta pokoju.
Żołądek zwinął się jej w węzeł, poczuła nagły ścisk gardła i zwymiotowała do kosza głośno i gwałtownie, ciemną krwią zmieszaną z zółcią i Bóg wie czym jeszcze. Logan przytrzymywał jej głowę i ciągle, cały czas głaskał po włosach, podtrzymywał je na karku, żeby się nie pobrudziły, kiedy nie przestawała wymiotować, pozbywając się całej zawartości żołądka.

- Już dobrze, maleńka. Wyrzuć to z siebie. To przyniesie ci ulgę.

Gdy wymioty ustały, wziął z szuflady szafki nocnej chusteczkę higieniczną i podał swojej podopiecznej. Nie patrząc mu w oczy, wzięła ją z wdzięcznością, czując jak płoną jej policzki ze wstydu i upokorzenia. Zakaszlała, wytarła usta chusteczką, a kiedy pokój przestał wirować, usiadła, podciągnęła kolana pod brodę, owinęła je ramionami i na chwilę oparła o nie mokre od potu czoło. Bolesne skurcze i spazmy ustały, więc teraz Nicole próbowała uspokoić oddech; trzymała otwarte usta, starała się nabierać powietrze wielkimi haustami.

- Czujesz się lepiej? - zapytał.

- Tak - odparła, ale Logan nie wydawał się do końca przekonany. - Przepraszam za to - dodała zawstydzona, czerwieniąc się niczym burak, gdy wskazała palcem kosz na śmieci. - Żołądek odmówił mi posłuszeństwa.

- Nie musisz mnie przepraszać. Wiem, że to przez co przechodzisz jest dla ciebie trudne i niezrozumiałe, ale będzie lepiej, naprawdę - zapewnił ją, uśmiechając się ciepło. Nie odwzajemniła tego gestu. -Po prostu potrzebujesz czasu, aby oswoić się ze swoją nową naturą i zaakceptować zachodzącą w tobie przemianę.

- Ile dokładnie? - zapytała rzeczowo i konkretnie.

- Najbardziej optymistyczny wariant to co najmniej rok, a jeśli wszystko potoczy się dobrze, to najwyżej kilka miesięcy. - powiedział.

- Czuję się dziwnie. Jakbym nie do końca była sobą. - wyznała po kilku minutach milczenia.

- To zrozumiałe. Pierwsze dni po przemianie są zwykle najgorsze. - wytłumaczył. - Sam dobrze pamiętam to uczucie, dziwne i obce, swędzenie i nieprzepartą potrzebę zanurzenia zębów w ciele. - Mrugnął do niej porozumiewawczo i bez cienia żenady, pokazując jej ostre, jak igły, czubki kłów i to prawie nią wstrząsnęło, że pokazał jej się w samym środku głodu. - To jest jak opętanie, jakby w głowie pojawił się jakiś nowy głos, silniejszy niż wszystko inne. Potem to mija. Instynkt staje się częścią ciebie, nie dominuje tak dotkliwie. Już wkrótce powinnaś przestać odczuwać głód i swędzenie dziąseł. Minie też wrażenie zagubienia. Poza tym - kontynuował - Trochę potrwa, zanim przestanie słyszeć szum własnej krwi i spłoszone bicie serca, a zapachy przestaną cię przytłaczać.

- Skąd o tym wiesz? - zapytała wyraźnie zdezorientowana i nieco wystraszona.

Uśmiechnął się do niej, delikatnie i przyjaźnie. Usłyszała ciche kliknięcie i po charakterystycznych wydłużonych zębach nie było już śladu.

- Potrafię czytać w twoich myślach. Nie robię tego jednak cały czas - przypomniał jej.

- Oczywiście... - mruknęła do siebie, ale i tak ją usłyszał.

- Poza tym ta umiejętość ma pewne ograniczenia.

- Jakie? - zapytała nagle, zainteresowana.

- Potrafię czytać tylko te, które są tak jakby... aktualne. Nie umiem jednak wniknąc w myśli, które są przebrzmiałe, albo te, które dopiero się narodzą. - Spojrzał na nią współczująco - Musisz być zmęczona. To był dzień trudny dla nas obojga. Teraz odpoczywaj.

To zabrzmiało raczej jak rozkaz, niż sugestia. Dotąd nigdy nie musiała się przejmować, ze ktoś będzie nią rządził, więc Nicole chciała się sprzeczać, ale była już całkiem znużona.Jej wyczerpanie i znużenie wzrastały proporcjonalnie do krwi, która w nią wpływała. Czuła się całkiem jak po zjedzeniu wielkiego posiłku bogatym w węglowodany.

- To sen, pamiętasz?- powiedział uśmierzająco gospodarz. - Po prostu śpij. Wszystko będzie dobrze, kiedy się obudzisz.

- Sen jest dobry - mruknęła, wślizgując się pod koc.

Wyobraziła sobie, że kiedy obudziłaby się, znalazła by się z powrotem w swoim domu.

rozdział 3

- O, Boże! - Nicole wypluła krew z powrotem do kubka i odepchnęła naczynie ze wstrętem, nie próbując nawet powstrzymać grymasu obrzydzenia, z którego nawet nie musiała zdawać sobie sprawy, pojawił się na jej ustach i sprawił, że zadrżały jej nozdrza. - Jak ty to możesz to pić? Obrzydlistwo! Śmierdzi gorzej niż skunks! Jesteś pewien, że nie jest zepsuta?

- Na pewno nie jest zepsuta - zapewnił ją Logan zachowując przy tym minę pokerzysty. - Chociaż to produkt najniższej jakości.

-Który w dodatku smakuje i pachnie wyjątkowo obrzydliwie. Nie mam zamiaru tego pić. To mogłoby mi nawet zaszkodzić. - Ostatnie zdanie wypowiedziała czystym, zdecydowanym tonem, jakby chciała zakończyć dalszą dyskusję, dotyczącą nauki karmienia.

Logan zdecydowanie nalegał, aby nauczyła się przyjmować krew z kubka, a nie z torebki, by w ten sposób przygotować się na wszelkie ewentualności. Ona niestety nie mogła się zmusić do wypicia tego obrzydlistwa. Próbowała wypić tę niezjadliwą mieszankę dwa razy, i wtedy udało się jej dzielnie przełknąć kilka łyków. Niestety smak okazał się tak paskudny, a zapach tak odstręczający, że zbuntował się żołądek i dziewczyna zwymiotowała gwałtownie.

- Nie jest tak dobra, jak ciepła świeża krew prosto z żyły, pochodząca od zdrowego dawcy, ale jest podobnie przyswajalna.

Logan upił kilka łyków ze swojego kubka i odstawił go na bok. Marszczył czoło pod czarnymi włosami bezwładnie opadającymi mu na oczy i sprawiał wrażenie, jakby coś lub ktoś go martwiło. Poczęstował swoją podopieczną mieszanką zawiesistej, pełnej skrzepów krwi palaczy z dodatkiem cuchnącej posoki uzależnionych od marihuany i osób przyjmujących valium. Mikstura ta co prawda posiadała minimalne wartości odżywcze i nie była szkodliwa dla zdrowia, lecz charakteryzowały ją wyjątkowo nieprzyjemne konsystencja i zapach. Niejako przy okazji wywoływała łagodne mdłości. Siedzieli przy stole w kuchni urządzonej w nowoczesnym stylu stawiającym na minimalizm i prostotę. Ultranowoczesny okap kuchenny błyszczał się, połyskiwały również kuchenne blaty wykonane z marmuru. Światło odbijały także fronty kuchennych szafek oraz szkło. Meble w kuchni były proste i dość minimalistyczne, co nie wykluczało to jednak ich funkcjonalności i dobrego przechowywania. Ściany kuchni pomalowane były na wyraziste kolory jak czerwień, żółty czy niebieski, a drewno zdobiło szafki, ściany, a także podłogę kuchni. Kuchnia wyposażona była w wyspę przy której można gotować, zmywać i przygotowywać posiłki. Z drugiej strony znajdowało się miejsce z hockerami do wypicia porannej kawy lub zjedzenia drobnego posiłku. Wysoka, jednolita zabudowa była wyposażona w szafki cargo i nowoczesny sprzęt AGD, spójny stylistycznie ułatwiający a także przyspieszający pracę w kuchni. Na blacie znajdował się jedynie czajnik elektryczny, a w zabudowie umieszczono na ergonomicznej wysokości piekarnik oraz mikrofalę. Dzięki pojemnej wysokiej zabudowie zupełnie zrezygnowano z górnych szafek, nie tracąc miejsca do przechowywania, a kuchnia sprawiała wrażenie dużo lżejszej i przestronnej. Okno w kuchni było zasłonięte przez opuszczoną do połowy rzymską roletą, ale i tak do pomieszczenia przedostawały się ciepłe promienie słoneczne. Nicole siedziała na drewnianym krześle i bawiła się złotym pierścionkiem z agatem, który miała na serdecznym palcu prawej dłoni. Dostała go od jej chłopaka jako prezent na urodziny, więc biżuteria ta miała dla niej wyjątkową, prawie sentymentalną wartość. Przed oczami na chwilę mignął jej obraz przystojnej twarzy Matta, blond włosów, niebieskich oczu, takich samych jak jej, i szerokich ramion.

- Dlaczego nie mogę po prostu kogoś ugryźć? - zapytała w końcu. - Na przykład kogoś, kogo bardzo nie lubię?

Z jakiegoś powodu ta perspektywa wydawała się jej nieco mniej odstręczająca niż zimna, paczkowana krew w medycznych torebkach, do której picia zachęcał ją Logan. Jak na razie pomysł ten nie przynosił oczekiwanych rezultatów, a wszelkie próby skosztowania szpitalnej krwi, jak Logan nazwał zimną krew w schłodzonym plastiku, najczęściej kończyły się niepowodzeniem. Nicole przyłapała się na tym, że intensywnie wpatrywała się w jego szyję pełnym łakomstwa spojrzeniem, więc nieco zażenowana tym faktem, odwróciła wzrok. Zupełnie nieoczekiwanie Logan skojarzył się jej z dużym, wyjątkowo apetycznym krwistym stekiem, który mogłaby zjeść nawet w całości.

- Gryzienie śmiertelników to naprawdę ostateczność. Poza tym nie ma żadnej gwarancji, że byłabyś w stanie zapanować nad sobą. Nauka może trwać nawet latami. Gdybyś się na kimś pożywiła, mogłabyś go nawet zabić, a potem cierpiałabyś z tego powodu całe swoje życie, czyli wieczność.

- Wiesz co? - powiedziała odrobinę zniesmaczona Nicole. - Przydałoby ci się czasem trochę poczucia humoru. - rzuciła beztrosko. Przecież ja tylko żartowałam z tym gryzieniem. Skoro nie mogę się przemóc do zimnej torebki, to z żywą osobą na pewno nie
pójdzie mi lepiej.

- Przemknęło mi przez myśl, że się droczysz, ale wolałem być ostrożny. - oznajmił i upił duży łyk krwi ze swojego kubka, po czym go odstawił. Nicole poszła w jego ślady i ignorując nieprzyjemny zapach posoki, który drażnił jej nos, uniosła porcelanowe naczynko do ust i spróbowała wypić chociaż trochę.

- Niech to szlag! - Nicole trzasnęła kubkiem o stół i spojrzała nienawistnie na jego zawartość. - Nie mogę. Nigdy się nie przyzwyczaję- powiedziała poddenerwowana.

Choć nosowi metaliczna woń nie wydawała się szczególnie atrakcyjna, reszta jej ciała najwyraźniej uważała inaczej i jej górne trójki wydłużyły się nagle i w niekontrolowany sposób, czemu towarzyszył ból. Logan nie skomentował tego tylko uśmiechnął się współczująco i pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Szepraszam - powiedziała z trudem i najwidoczniej zawstydzona obnażonymi zębami, zakryła usta dłonią. Wyobraziła sobie, jak jej kły się cofają i z pewną dozą ulgi stwierdziła, że zupełnie zniknęły, co sprawdziła, przesuwając wzdłuż nich koniuszkiem języka.

- To całkowicie normalna reakcja. - Zapewnił ją Logan i aby dodać jej otuchy poklepał ją po dłoni. - Coraz lepiej ci idzie - Wskazał palcem na kubek wypełniony krwią, potem pochwalił ją i posłał jej szeroki uśmiech. Dziewczyna odwzajemniła ten gest, ale jej humor ponownie się zmienił i zaraz spochmurniała.

- Nigdy nie spodziewałam się, że to powiem, ale nie mogę przestać myśleć o krwi. - powiedziała w zamyśleniu dziewczyna.

Odczuwała ból głowy, więc opuszkami palców zaczęła masować skronie, próbując odpędzić atak migreny, która zbliżała się nieuchronnie. Przy okazji zastanawiała się też jak do jasnej cholery wytłumaczy swoje nagłe zniknięcie rodzinie i chłopakowi. Jej bliscy musieli odchodzić od zmysłów i wariować z rozpaczy, podczas gdy ona zastanawiała się, czy Logan ponownie pozwoli dać się jej ugryźć. Jej wyobraźnia podsuwała jej pełne niepokoju obrazy, przepełnione przemocą i rozlewem krwi, której było zdecydowanie zbyt dużo. Nie potrafiła się pozbyć ich ze swojego umysłu, chociaż starała się koncentrować swoje myśli na zupełnie czymś innym i nieistotnym.

- Też przez to przechodziłem na samym początku - powiedział. Wystarczy, jak powiem, że przez pierwszy miesiąc, myślałem o tym, jak zaspokoić głód?

Nicole przestała masować skronie i ożywiła się nagle.

- Przez cały miesiąc myślałeś tylko o krwi? -jęknęła dziewczyna, czując jak ogarnia ją uczucie strachu, objawiające się lodowatym uściskiem w okolicy żołądka. Uniosła brwi do góry w niebotycznym zdumieniu i przyjrzała mu się badawczo.

- To minie z czasem - rzekł uspokajającym tonem Logan, ale Nicole wcale nie poczuła się lepiej po tym zapewnieniu.

- Nadal nie rozumiem dlaczego muszę tu siedzieć i nie mogę tak po prostu wrócić do domu.

- Bo twoje ciało i umysł przechodzą ogromne zmiany - odparł poważnie i dodał - Nie powinnaś być teraz sama.

- Myślałam, że już po wszystkim.

- Pożywiając się moją krwią dopełniłaś cykl przemiany, ale zostało jeszcze kilka drobiazgów.

- Na przykład? - zainteresowała się.

Już wcześniej zauważyła, że jej zmysł słuchu znacznie się poprawił, ale ciekawiły ją dalsze przemiany, jakie zachodziły w jej ciele. Logan zastanawiał się przez chwilę. Nicole podejrzewała, że mężczyzna próbuje zgadnąć, co byłoby dla świeżo przemienionej najbardziej atrakcyjne.

- Wkrótce zorientujesz się, że masz więcej siły. Szybciej się ruszasz. Będziesz też lepiej widzieć w ciemnościach - powiedział wreszcie.

- Jak nocny drapieżnik. - Zauważyła Nicole.

- Tak. - potwierdził. - Twoje źrenice zaczną odbijać światło, jak oczy zwierząt prowadzących nocny tryb życia. Czujesz się inaczej? - zapytał wyraźnie zainteresowany.

- Co masz na myśli mówiąc inaczej? - zapytała lekko zdziwiona i zbita z tropu, podnosząc na niego spojrzenie niebieskich oczu. - Pytasz mnie czy czuję się bardziej... - zamilkła na chwilę szukając w głowie odpowiedniego słowa. - wampirzo?

Nie czuła się jakoś szczególnie odmieniona, co wydało się jej nawet zabawne. Wciąż kochała swoją rodzinę, a przynajmniej niektórych jej członków, i najważniejsze cele w jej życiu nie uległy zmianie. Nie wiedziała jeszcze, co sądzi o byciu wampirem, lecz przeczuwała, że nie będzie lekko. Fantazje o nieśmiertelności i wiecznej młodości były wspaniałe dopóki nie stawały się rzeczywistością (choć z tego, czego się dowiedziała, „nieśmiertelność" nie była do końca odpowiednim terminem).

- Właśnie o to cię pytam. - Logan posłał jej tajemniczy uśmiech i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.

- Czuję się... powolna i zmęczona - odpowiedziała całkowicie szczerze.

Logan pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Efekty przemiany prawdopodobnie. Mówią, że to się zdarza. Wszystko powinno się uspokoić.

Nicole westchnęła ciężko i spojrzała na niego wyraźnie zrezygnowana.

- Czy mogłabym zadzwonić do kogoś z mojej rodziny? - zapytała ostrożnie.

Nie była do końca pewna, czy Logan pozwoli jej na wykonanie szybkiego telefonu do najbliższych. Mógłby jej nawet zakazać jakiegokolwiek kontaktu, gdyby tylko chciał, w końcu przecież to on ją przemienił. Jej bliscy musieli bardzo się o nią martwić, bo nie wiedzieli zupełnie co też takiego działo się z nią przez ostatnie dwa dni, a krótka rozmowa telefoniczna mogłaby oszczędzić im dalszych zmartwień.

- Och, oczywiście - powiedział.

Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej niewielki srebrny telefon komórkowy, z klapką. Podał jej urządzenie, w które wpatrywała się przez chwilę nieobecnym wzrokiem, myśląc nad tym, co powinna wymyślić na poczekaniu, aby jej kłamstwo, którego zamierzała się dopuścić, brzmiało w miarę wiarygodnie. Po bardzo krótkiej sesji myślenia, drżącymi z przejęcia rękoma otworzyła klapkę i wystukała na klawiaturze numer telefonu komórkowego do jej mamy, który znała na pamięć. Wzięła się w garść, przystawiła telefon do ucha, oczekując z niecierpliwością na sygnał połączenia.

- Halo? - usłyszała głos matki po drugiej stronie linii.

Nicole z wysiłkiem zdławiła szloch i odezwała się, starając się aby ton jej głosu brzmiał jak najbardziej naturalnie.

- Cześć, mamo. - powiedziała. - To ja.

- Nicole? - zapytała zdumiona. Dzięki Bogu, że dzwonisz! Prawie odchodziłam od zmysłów. Myśleliśmy, że coś ci się stało poważnego.

- Nic mi nie jest, naprawdę. - Skłamała bez mrugnięcia powieką. Nie czuła się najlepiej, ale miała nadzieję, że wkrótce jej stan ulegnie znacznej poprawie. Kątem oka łypnęła na Logana, który uważnie przysłuchiwał się całej tej wymianie zdań między matką a córką.

- Zgłosiliśmy twoje zaginięcie na policję, kiedy zorientowaliśmy się, że długo nie wracasz do domu. Zostałaś przez kogoś napadnięta? - zapytała. W jej głosie porzmiewała autentyczna matczyna troska mieszająca się z niepokojem i Nicole to wychwyciła.

- Nikt mnie nie napadł. - zapewniła, ale przez sposób w jaki wypowiadała te słowa, brakowało im przekonania. Nic mi nie grozi, jestem bezpieczna. - dodała, chcąc uspokoić rodzicielkę, która miała prawo być zdenerwowana i zła, bo jej dziecko nie wróciło do domu.

- Gdzie ty w ogóle jesteś? - zapytała nie dopuszczając Nicole do głosu. - Przyjadę po ciebie.

- Mamo, to nie jest... - mówiła powoli, ale język zaczął się jej plątać. To wszystko jest trochę skomplikowane. - powiedziała wreszcie. Mówiła cicho, łamiącym się głosem i miała wrażenie, że zaraz wybuchnie histerycznym płaczem. - Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, kiedy wrócę do domu.

- Nic nie rozumiem. - stwierdziła Rachel półgłosem - Co masz na myśli, mówiąc: To skomplikowane? Powiesz mi co się stało? - zapytała kładąc nacisk na ostatnią sylabę.

- Powiem ci o wszystkim, kiedy wrócę do domu - powtórzyła - Dzwonię, bo chcę, żebyś wiedziała, że wszystko u mnie w porządku. - odparła, wbijając nieobecne spojrzenie w pierścionek na swojej dłoni. - Na razie nic więcej nie mogę ci zdradzić. Proszę nie martw się o mnie.

Zanim jej mama zdążyła powiedzieć choćby słowo, Nicole wcisnęła przycisk z czerwoną słuchawką, ten kończący połączenie i rozłączyła się. Zamknęła klapkę telefonu i z powrotem oddała urządzenie Loganowi z miną wyrażającą smutek i konsternację.

- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się Logan, widząc emocje malujące się na twarzy dziewczyny.

- Nic nie jest w porządku! - wrzasnęła, zawierając w tym krzyku cały nagromadzony w niej ból i wściekłość, za to co ją spotkało. Poderwała się gwałtownie z krzesła, na którym jeszcze przed chwilą siedziała i stanęła na równe nogi. - Moja własna rodzina mnie znienawidzi, bo ty przemieniłeś mnie w żądne krwi monstrum!

Logan wstał od stołu, szurając po podłodze krzesłem i lekko uniósł dłonie do góry, jakby w obronnym geście, ale zaraz je opuścił zrezygnowany.

- Wybacz, ale nie mogłem pozwolić ci umrzeć - powiedział przepraszająco.

- A powinieneś był! - wykrzyknęła, nie panując nad emocjami i drżącym głosem, który podskoczył o oktawę wyżej.

Logan nic nie odpowiedział, tylko westchnął ciężko, a Nicole, nie zwracając uwagi, czy on pójdzie za nią, odwróciła się na pięcie i opuściła kuchnię. Przeszła w zamyśleniu, czy raczej w zmartwieniu przez korytarz, którego ściany były obite kwiecistą tapetą i znalazła się w przedpokoju pełniącym funcję wiatrołapu, następnie chyłkiem podreptała do drzwi wejściowych. Logan dogonił ją niemal w progu, akurat wtedy, gdy zakładała na nogi swoje sportowe buty, a potem zaczęła robić przegląd szafy w poszukiwaniu jej kurtki, która gdzieś tutaj musiała być, chyba, że wcześniej ją wyrzucił. Szafa ukryta była w ścianie i miała wiele schowków, które były przydatne dla mężczyzny przy porządkowaniu krawatów. Natomiast dobrze przemyślany układ szuflad, półek i wieszaków w garderobie pozwalały na szybsze znalezienie ubrań w szafie.

- Co ty robisz? - Głos Logana był niespokojny i podążył za nią.

- Szukam jakiejś kurtki - zatrzymała się w połowie pokoju. - Chyba że moja jest gdzieś tutaj?

Potrząsnął głową poirytowany.

- Była cała zakrwawiona. Obawiam się, że jest zrujnowana. Nadawała się tylko do wyrzucenia.

- Hm. - Nicole odwróciła się do garderoby. - Więc będę musiała pożyczyć coś z twoich ubrań. Zwrócę je później, obiecuję.

- A wybierasz się dokądś? - zapytał szorstko, z nachmurzoną miną.

Nicole przestała przeglądać zawartość szafy, którą stanowiły głównie eleganckie koszule i spodnie w kanty na różne okazje oraz swetry, marynarki czy najzwyklejsze jeansy i przyjrzała się swojemu stwórcy z ukosa, posyłając mu buntownicze spojrzenie.

- A owszem - powiedziała. - Zamierzam wrócić do domu.

- Może mógłbym...

- Zostań tam, gdzie jesteś! - ostrzegła Nicole, patrząc na niego, dopóki się nie zatrzymał, po czym odwróciła się do garderoby.

- Posłuchaj mnie uważnie... - zaczął mówić, ostrożnie wypowiadając każde ze słów - Nie możesz wrócić do domu, przynajmniej na razie. To nie jest dobry pomysł.

- Lepiej ty mnie posłuchaj. - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Kiedy przeglądałam twoją szafę, zdążyłam przemyśleć sobie kilka rzeczy.

- To musiało być szybkie myślenie - skomentował.

Zignorowała sarkastyczny ton jego głosu.

- Wiesz, zdałam sobie sprawę, że nic z tego nie jest prawdą. Ale światełko się zaświeciło i to już koniec, więc równie dobrze możesz mnie wypuścić.

- Nic z tego nie jest prawdą? - zapytał z zaskoczeniem.

- Te okropne rzeczy o wampirach. - wyjaśniła powoli, tłumacząc wszystko, jak małemu dziecku - Nie mogę być wampirem. Skończ lepiej z opowiadaniem tych krwawych historii. Wampiry nie istnieją - powiedziała to z pełnym przekonaniem.

- Owszem, istnieją. Jestem jednym z nich. - odpowiedział.

- Nie. Ty jesteś jednym z tych wariatów - rzuciła pewna swego - Tylko myślisz, że jesteś wampirem, tak jak ci ludzie, którzy myślą, że są wilkołakami, ale tak naprawdę cierpią na lykantropię. Najwyraźniej cierpisz na wampirzą wersję tego. Istnieje nawet taka choroba... - zamikła na chwilę, próbując przypomnieć sobie jej nazwę, ale zupełnie wyleciała jej ona z głowy. - Tylko zapomniałam jak się nazywa - powiedziała, jakby trochę zawstydzona własną niewiedzą.

- Zapewne chodzi ci o porfirię - podpowiedział.

- Tak - zgodziła się - Czy mógłbyś teraz zadzwonić po taksówkę? - spytała. - Ja naprawdę muszę już iść.

- Nie.

- Bardzo dobrze. W takim razie sama zadzwonię. Będę potrzebowała twojego telefonu.

- Mówiąc ,,nie'' miałem na myśli, że nie, nie możesz wyjść -- wyjaśnił.

Odwróciła się do niego przodem, mrużąc oczy w szparki. Logan nie miał żadnych wątpliwości, że była rozdrażniona.

- Wyjście na zewnątrz to nie najlepszy pomysł.

Nicole słysząc te słowa, gniewnie zmarszczyła brwi i nagle poczuła, jak złość bierze górę nad paniką.

- Niby dlaczego? Bo przemieniłeś mnie w krwiopijcę i światło dnia mnie zabije? - prychnęła szyderczo. W duchu i tak nie dowierzała, że to wszystko dzieje się naprawdę, choć właśnie ogarnął ją irracjonalny lęk, że tak właśnie tak może się stać.

- Jest prawie środek dnia. - powiedział.

- Sądziłam, że powiedziałeś, iż możemy wychodzić na światło dzienne?

- Możemy, ale potem będziesz potrzebowała więcej krwi, żeby naprawić szkody, które ci wyrządzi światło słoneczne. A zakładam że jesteś głodna.

Nicole westchnęła i poddała się, gdyż widziała żadnego sensu w tym, aby dalej się z nim spierać. Zdjęła buty z nóg i ustawiła je przy ścianie noskami do przodu. Potem przeszła do wyjątkowo ładnie urządzonego salonu, a Logan jak na komendę podążył za nią.

- Kiedy mi to przejdzie? - zapytała siadając na kanapie. Logan zrobił to samo, ale odsunął się lekko, nie chcąc naruszać jej strefy komfortu - Czuję się jakbym miała ogromnego kaca.

- Wszystko minie za jakiś czas - odpowiedział przyglądając się jej.

- Znowu jestem głodna. - stwierdziła z niepokojem i zastanowiła się przez chwilę.

Co prawda głód nie był tak silny, jak za pierwszym razem, ale ssanie w żołądku, pieczenie w przełyku, swędzenie dziąseł i ból górnej szczęki, nie były zbyt przyjemne i dawały się jej we znaki. - Chyba potrzebuję więcej krwi.

- Nie poczujesz się lepiej, póki jej nie dostaniesz - pouczył ją Logan. Pełna przemiana może być trudna. Ile potrzebujesz, zależy od tego, jak wielkie uszkodzenia leczyło twoje ciało przez lata. Wyglądałaś na stosunkowo zdrową, ale zawsze są jakieś nowotwory, choroby serca i tak dalej. - tłumaczył cierpliwie, ale Nicole prawie nie słuchała tego, co do niej mówił, tylko ponownie wpatrywała się w jego szyję, w ten ciepły punkt, gdzie ciśnienie tętna było najwyższe. Odczuwała pragnienie, które ściskało jej brzuch i musiała je zaspokoić. Stawało się oczywiste, że jej plany odejścia z tego domu zostały udaremnione, chyba że mogłaby zabrać ze sobą masę worków pełnych zimnej krwi, ale sam ten pomysł sprawiał, że drżała.

- Wiem o czym myślisz. Nie możesz zrobić tego ponownie. - powiedział stanowczo, a sądząc po jej minie Nicole wyglądała na zaskoczoną tym wyznaniem.

- Dlaczego? - jęknęła, a potem zrozumiała i kiedy to do niej dotarło, przeraziła się odrobinę - Potrafisz czytać w moich myślach!

- Obawiam się, że tak. - Logan przygryzł dolną wargę. - Przepraszam. To zły nawyk. Postaram się nie zakłócać w przyszłości twoich myśli.

Nicole wzruszyła ramionami. W przyszłości usiała pamiętać, aby po prostu pilnować swoich myśli, kiedy przebywała w towarzystwie Logana. A zresztą, w tym momencie była bardziej zainteresowana innymi rzeczami i zaspokojeniem głodu między innymi.

- Czy ja też mogę czytać myśli?

- Jeszcze nie. Będziesz musiała się tego nauczyć. Nadal jesteś głodna? - zapytał.

- Mhm - mruknęła.

- Nie powinienem tego robić, ale skoro tego potrzebujesz...

Nie spodziewała się tego zupełnie, więc zaskoczona obserwowała, jak przystawia własny nadgarstek do ust, obnaża kły, a następnie przekłuwa go nimi. Wyciągnął krwawiącą rękę w jej kierunku i zachęcił ją kiwnięciem głowy, aby spróbowała napić się jego krwi. Kiedy poczuła ten charakterystyczny zapach posoki, jej kły pojawiły się automatycznie, a puls krwi wzrósł gwałtownie.

- Pij. Tylko nie mów o tym nikomu.

- Dlaczego mam nikomu o tym nie mówić?

- Dzielenie się krwią między wampirami, jest dosyć powszechną praktyką i często się zdarza, ale dzielenie się krwią ze stwórcą, jest jakby... osobiste.

Oderwała wzrok od jego czerwonego od wypływającej posoki nadgarstka i spojrzała na niego, nie rozumiejąc, o co takiego, mogło mu chodzić.

- Co masz na myśli mówiąc: osobiste? - zapytała.

- Po prostu pij.