poniedziałek, 11 listopada 2019

rozdział 5

Przecież nie mogę tego zrobić. Nie mogę go ugryźć" - pomyślała i zawahała się przez chwilę, ale gdy tylko tylko do jej nozdrzy dotarł ten metaliczny dusząco słodki zapach krwi, bez zastanowienia, nie do końca świadoma tego co robi, sięgnęła po jego rękę, chwyciła ją i siłą przywarła do ust. Gdy tylko poczuła na czubku języka ten dziwny metaliczno-słony smak posoki aż zadrżała z podniecenia, a wszystkie mięśnie jej ciała zadrgały i naprężyły się. Potem poczuła silny nacisk na podniebienie i ból a jej w głowie rozległ się głośny trzask, jakby ktoś wyrywał jej zęby. Jej górne trójki wydłużyły się, przekształcając się w ostre niczym brzytwa kły, co dawało im zdolność do rozdzierania niemal każdej substancji i zwłaszcza ciała. Dwie małe ranki przez które wypływała krew zdążyły się zagoić w ciągu kilkunastu sekund, więc użyła kłów, wbijając je głęboko w delikatną skórę na nadgarstku swojego stwórcy. Logan nie cofnął ręki, pozwalając jej na mocne i brutalne wygryzienie się, ale nie miała w tym takiej wprawy i zrobiła to zupełnie nieumiejętnie. Prawie przegryzła tętnicę wypuszczając przy tym strumień ciepłej posoki, a chciała skosztować tylko odrobinę, żeby tylko zaspokoić głód, który natastał szybko i silnie. Krew trysnęła strumieniem szybciej, niż mogła ją przełknąć, a ona wsysała ją tak gwałtownie, jak się dało. Lekko przymknęła powieki, podczas gdy piła tak szybko, jak potrafiła, przełykała tyle, ile mogła zmieścić w ustach. Prawie natychmiast przeszyła ją fala elektrycznej rozkoszy, a ekscytacja tym wywołana spowodowała pustkę w umyśle, który jak się jej w tamtej chwili wydawało, był spowity gęstą czerwoną mgłą i przez to nie była w stanie myśleć trzeźwo. Z każdym uderzeniem jego serca mocnego równo bijącego, pulsującego, coraz głośniej, serca równie silne jak jej własne, albo nawet silniejszego słyszała własne jęki. Była to seria wystrzałów jak z karabinu maszynowego, smak gorzkiej czekolady, łyk źródlanej wody na pustyni, kościelny chór śpiewający „alleluja" i kawaleria idąca na odsiecz. Czuła się oszołomiona i przytłoczona tymi doznaniami przeżywanymi na raz, a przez cały czas cichy głosik w jej głowie krzyczał: „NIE!"

- Słodka, ciepła i gęsta. Smakuje dobrze, prawda? - prawie wzdrygnęła się, gdy uslyszała jego głos, który wydawał się dochodzić z bardzo daleka.

Krew w jej żyłach wrzała, puls uderzał gwałtownie, jej serce waliło jak oszalałe, nienasycone, tłukło się i sprzeciwiało temu silnemu uczuciu i miała wrażenie, że lada chwila połamie jej żebra. Jego serce ciągnęło jej własne coraz szybciej, bez wytchnienia, kiedy soczysty życiodajny, gęsty płyn przenikał się zbyt szybko w jej żyły. Po raz pierwszy od czasów niemowlęctwa doświadczała tej szczególnej przyjemności ssania pokarmu, całym ciałem, skupiając się na tym jedynym źródle życia, na wypływającej krwi. I wtedy poczuła jak zaczyna dziać się z nią coś dziwnego, jak zachodzi w niej jakaś nagła przemiana. W ciągu jednej chwili rysy jej twarzy stały się surowsze, twardsze, bardziej drapieżne i wyrazistsze. Na jej czole i okolicy szyi pojawiły się widoczne niebieskie żyły, które były bardzo nabrzmiałe i bolesne. Tęczówki jej oczu zrobiły się srebrne, natomiast białka całkowicie czarne, a źrenice miała znacznie większe. Rozszerzone naczynka krwionośne charakteryzujące się żywą, czerwonawą barwą, które kurczyły się i rozszerzały wskutek działania czynników takich jak ciepło i zimno, podczas gdy krew przepływała przez nie mocno, pojawiły się pod jej oczami. Były one widoczne gołym okiem tuż pod powierzchnią skóry, co wyglądało dość upiornie i w dodatku nieestetycznie. Następną rzeczą jaką wychwycił jej wyczulony do granic możliwości słuch był... dźwięk. Głuchy huk na początku, a następnie łomotanie, dudnienie, jak w wielki bęben, narastające, jak gdyby jakiś nadludzki olbrzym przedzierał się powoli przez ciemny i tajemniczy las. Tuż po chwili usłyszała identyczny, drugi taki odgłos, jakby za pierwszym olbrzymem, w pewnej odległości pojawił się drugi, a każdy z nich w rytmie swojego własnego dudnienia. Hałas narastał, zbliżał się coraz bardziej, aż wydawało się, że wypełnia już nie tylko mój zmysł słuchu, ale i wszystkie pozostałe. Zdawał się tętnić i pulsować w wargach i palcach, w skroniach i żyłach. Najpierw jeden odgłos dudnienia, potem ten drugi. Nadal nie przestawając ssać zastanawiała się nad źródłem tych dźwięków, aż wreszcie zdała sobie sprawę że odgłosy tego bębna były biciem ich własnych serc. Dwa serca bijące jednym rytmem - To odkrycie ją zdumiało, na sekundę wytrąciło z równowagi. I kiedy myślała, że nie da rady tego wytrzymać, że prawie ją to zabije, Logan wyszarpnął rękę, odrywając ją od jej ust. Gdyby ktoś się jej spytał, to pzysiągłaby, że wszystko to, całe to dzielenie się krwią, po pierwsze skończyło się zbyt szybko, a po drugie, trwało dużo dłużej niż góra kilka minut.

- Już wystarczy. - powiedział rozkazującym tonem, nieznoszącym sprzeciwu.

Otworzyła oczy, i zamrugała kilkakrotnie czując się jakby wpadła w jakiś rodzaj transu. Szumiało jej w głowie od nadmiaru wypitej wampirzej krwi, chociaż serce biło już spokojniej, bez gwałtownych porywów. Musiało minąć kilka chwil, które wydawały się ciągnąć w nieskończoność, zanim w pełni odzyskała świadomość. Gdy to się stało, z niemałym wysiłkiem schowała lekko wystające kły, które cofnęły się z dźwiękiem przywodzącym na myśl kliknięcie. Jej prawdziwe wampirze oblicze zniknęło, a twarz na powrót wyglądała normalnie i nie przypominała już tej rodem z hollywodzkiego horroru. Z prawego kącika jej ust ciekła cienka, lepka, wąska strużka krwi, która łaskotała delikatnie, spływając po bladej brodzie nowo przemienionej wampirzycy. Logan ostrożnie wytarł ją kciukiem i wydawało się Nicole, iż ten niepozorny - jak się zdawało - gest coś znaczył i - co więcej - był dla niej czymś najzupełniej normalnym.

- Nicole, i jak się czujesz? Lepiej? - zapytał Logan delikatnie, kładąc jej dłoń na karku, ale zaraz potem ją zabrał.

Ton był jego głosu teraz był miękki, ciepły, niby beztroski, choć zdradzający napięcie i jakby podszyty niepokojem. Kiedy wreszcie na niego spojrzała, nieco zaskoczona tym pytaniem, zauważyła że przygląda jej z zaciekawieniem, uśmiechając się przy tym blado, chociaż spojrzenie miał raczej współczujące. Nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć krótko na to pytanie, bo czuła się rozproszona przez kotłujące się w niej różne emocje, którym nie potrafiła nawet nadać nazwy.

- Czuję się... - przez sekundę zastanawiała się nad odpowiedzią - raczej dobrze. - odparła wreszcie niepewnie, jak gdyby sama nie była do końca tego pewna.

Zapadła się głębiej w kanapę, opierając głowę o jej oparcie, łapczywie oblizała koniuszkiem języka błyszczące czerwienią usta, po czym utkwiła lekko nieobecne spojrzenie w suficie. Miała lekkie wypieki na policzkach, wskutek czego wyglądała, jakby zaatakowała ją grypa. Jej niebieskie oczy zaś były szkliste, okrągłe, pozbawione blasku i życia, a włosy w nieładzie, jakby próbowała rozczesać je palcami, opadały kosmykami na uszy. Oddychała normalnie i miarowo, wyraz twarzy miała łagodny, chociaż myślami była zupełnie gdzieś indziej. W kącikach jej warg na moment pojawił się delikatny uśmiech, błyszczący w oczach maleńkimi iskierkami, gdy przypomniała sobie, to niesamowite doznanie, jakiego doświadczyła, gdy piła jego krew. Towarzysząca temu rozkosz rozpływała się po całym jej ciele, a miliony gwiazd i biel poprzecinana złotymi smugami eksplodowały w jej umyśle jednocześnie.

Teraz jednak czuła się dziwnie otępiała i nieco zmęczona, jakby wcześniejsza energia gdzieś zupełnie zniknęła, pozostawiając ją bierną i bezwolną. Była niesamowicie słaba - w zasadzie wydrenowana i nie mogła do końca znaleźć przyczyny tego stanu ani odpowiedzi na pytanie dlaczego tak się działo. Przecież wzięła trochę krwi od Logana, zatem powinna być znacznie silniejsza, a nie słabsza, prawda? Była zarówno zszokowana jak i trochę przerażona słabością, przez którą cierpiała, ale sądziła, iż właśnie tak miało być. Kręciło się jej w głowie, oczy jej puchły, jakby były zanurzone w jakimś gęstym śluzie, krawędzie jej źrenic rozmywały się, jakby były płynne, przed jej oczami pojawiły się mroczki, i czarne plamy, jakby traciła ostrość widzenia. Potem Nicole poczuła ból gdzieś w okolicy żołądka. Jej przepona stężała, a podbrzusze przeszył piekący, dotkliwy spazm będący niczym wrząca lawa z wnętrza rozdartej ziemi. Ból rozprzestrzeniał się po wnętrznościach z głębi żołądka, jak rozhuśtany dzwon, rozlewał się falami po całym jej ciele wraz z każdym oddechem który zaczerpnęła i głuchymi uderzenieniami jej serca, zmieniającego tętno i bijącego tak szybko, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Bezwiednie przyłożyła dłoń do brzucha, próbując powstrzymać zbierającą się w gardle kwaśną, lekką falę mdłości, gdzie teraz pulsowała sucha, chropowata gula.

- Nicole, co się dzieje? - zapytał Logan, przysuwając się bliżej niej. - Coś cię boli?

Głos miał melodyjny i dziwnie spokojny, ale mimo to pobrzmiewała w nim wyraźna nuta niepokoju.
Chwycił jej rękę i poczuła słaby nacisk po wewnętrznej stronie nadgarstka, gdy przyłożył dwa palce, wskazujący i środkowy, z zamiarem zbadania jej pulsu.

Wyczuła na sobie ciężar jego pytającego spojrzenia, więc podniosła głowę i spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami, szeroko otwartymi ze zdumienia, przerażenia i strachu. Otworzyła usta, żeby mu odpowiedzieć, że wszystko w porządku, ale słowa uwiązły jej w gardle, a ze ściśniętej kurczowo krtani wydobył się tylko cichy jęk. Siłą woli zmusiła swoje wargi do poruszenia się, a pęcherzyki powietrza ułożyły się w ledwie słyszalny szept na wyschniętym jak pieprz języku. Jak przez mgłę w odcieniach szarości i czerwieni, widziała rysy jego twarzy chłodne, nieco odległe i zamazane. Pomimo tego mogła zobaczyć jakiś rodzaj dziwnego żaru, będącego początkiem głodu, gdy jego srebrne oczy badały ją, przeszywały ją wskroś, ale zaraz potem przejaśniały przygasając szybko z płynnego srebra do koloru brązowego.

- Coś jest nie tak... - powiedziała cicho, z wielkim trudem wypowiadając każde słowo.

Jej głos był zachrypnięty, metaliczny, prawie jakby była przeziębiona albo stąpała boso po trawie w chłodny poranek. Zacisnęła długie, smukłe palce na jego przedramieniu, i trzymała kurczowo, nie chcąc puścić, jakby to miało uchronić ją przed całkowitym ześliźnięciem się w czerń. Starała się z tym walczyć, z całych sił zachować przytomność i napierała na mrok, ale tylko odruchowo, a nie z rozmysłem. Nie starała się go unieść, po prostu mu się opierała, ale wiedziała, że przegrała, z chwilą, gdy jej głowa opadła ciężko na bok, zatrzymując się na ramieniu wampira. Jeszcze resztkami świadomości, jaka jej pozostała, zarejestrowała, że Logan gładził jej włosy i coś przy tym do niej mówił, ale nie potrafiła rozróźnić słów, bo dźwięk bicia jej serca, ten głuchy odgłos dudnił jej w uszach. Potem zupełnie straciła przytomność i spadła w pustą i głuchą ciemność.

~~~ *** ~~~

Nicole obudziła się powoli, niepewna, co ją zaniepokoiło i wyrwało ze snu. Z zamkniętymi oczami leżała jeszcze przez kilka minut, a jej policzek spoczywał na czymś miękkim. Leżała na boku, zwinięta w kłębek w chłodnej, delikatnej ciemności, która ją otaczała, a jej głowa spoczywała na poduszce. Dziewczyna leniwie otworzyła oczy i zamrugała nieprzytomnie, z całych sił wytężając wzrok, ale dostrzegała tylko nieyraźne kształty mebli znajdujących się w pokoju. Najwyraźniej jej wampirzy wzrok i zdolność do widzenia w całkowitych ciemnościach nie wykształciły się do końca. Walcząc z przykrym smakiem w przełyku, przełknęła ślinę, która w nadmiarze pojawiła się w jej ustach. Stłumiła w sobie narastajacy atak paniki i w gęstych ciemnościach dookoła niej usłyszała swój krzyk z błaganiem o to, aby ktoś włączył światło. Kiedy złoty blask rozświetlił pokój zamrugała, przyzwyczaiła się do światła i zobaczyła Logana siedzącego na krześle naprzeciwko jej łóżka.

- Cześć, wampirzy osesku. - przywitał się krótko, odsuwając rękę od lampki stojącej na stoliku nocnym. - Nieźle mnie wystraszyłaś, wiesz? - dodał z udawanym wyrzutem, ale zaraz potem zaśmiał się krótko i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

Odsunęła z czoła kosmyk mokrej grzywki, nic mu nie odpowiedziała, ale postanowiła zaryzykować pytanie.

- Co się stało? - zapytała słabym, łamiącym się głosem, zupełnie, jakby miała wybuchnąć histerycznym szlochem. Usiadła gwałtownie na łóżku, zaraz jednak znowu zrobiło się jej słabo i postanowiła ponownie się położyć.

- Po prostu odpłynęłaś na chwilę, to wszystko. - powiedział siląc się na obojętny, neutralny ton głosu, ale Nicole dobrze wiedziała, iż się o nią martwił. Z łatwością dało się to wyczytać ze zatroskanego wyrazu jego twarzy.

- Jak długo byłam nieprzytomna?

- Już prawie noc. Nie było cię tylko kilka godzin. Ile pamiętasz? - zapytał, a jego mina wyrażała chęć poznania odpowiedzi.

Musiała zastanowić się przez moment, potem powiedziała:

- Niewiele. - odparła całkowicie szczerze, starając się wrócić myślami do tamtego momentu. - Pamiętam że... - zrobiła lekką, celową pauzę, żeby jakoś poskładać myśli w słowa - Pamiętam, że piłam twoją krew.

- Tak. - potwierdził, kiwając głową ze zrozumieniem. - Robiłaś to. Podwinął rękaw koszuli i pokazał w pełni zagojony nadgarstek, na którym nie było śladów po jej kłach. I co było dalej? - dopytywał się nadal. W jego brązowych oczach dostrzegła błysk zainteresowania.

- Nie jestem pewna - szepnęła, wzdychając cicho. - Następnie poczułam taki ból, jakby ktoś wepchnął mi w żołądek rozgrzany do białości zelazny pręt. - Jęknęła żałośnie, podniosząc na niego wzrok. - Całą resztę już znasz - dopowiedziała i na tym postanowiła zakończyć swoją opowieść, nie wspominając ani słowem o tym, że zaszła w niej przemiana, że jej twarz przybrała demoniczny wygląd. Mogła wtedy poczuć wyraźnie, że wampirzyca, która była w niej, przejęła nad nią kontrolę i ujawniła się po raz pierwszy, ale przecież on musiał o tym wiedzieć.

Na samo to nieprzyjemne wspomnienie bólu, kąciki jej oczu zapiekły, napełniając się łzami i pokręciła głową, by się tego pozbyć. Wpatrywał się w nią przez minutę, bez mrugnięcia okiem, po czym powiedział z dziwną powagą.

- Kiedy zemdlałaś przeniosłem cię tutaj.

Poruszyła się niespokojnie i dopiero teraz spostrzegła, że w jej żyle łokciowej tkwił boleśnie wkłuty wenflon, do którego podłączony był przewód kroplówki, wypełniony czerwonym płynem. l potem zauważyła puste torebki krwi leżące na stoliku nocnym, których musiało być co najmniej z tuzin. Widok ten wydał się jej dziwnie znajomy i obudził w niej pewne wspomnienie, mgliste, niewyraźne i wyblakłe jak materiał pozostawiony na słońcu przez lata. Roiło się ono na krawędzi jej umysłu i mogło być tylko sennym majakiem, ale miała że już doświadczyła tego wcześniej.

Choć zastrzyki były dla niej stresującą męką, to była zbyt dumna, żeby okazać swój strach przy Loganie, więc cierpiała, kiedy on w ciszy podłączał jej następną kroplówkę. Właśnie kiedy je dostrzegła Logan podniósł się z krzesła, podszedł do stanowiska dożylnego i przymocował kolejną, półlitrową torebkę, z wprawą doświadczonej pielęgniarki, po czym wrócił na miejsce.

- Jak się czujesz? Nie najlepiej, co? - zagadał.

Spojrzała na niego zaskoczona jego troskliwym tonem.

- Tak. - potwierdziła. Chociaż nie rozumiem dlaczego. - Zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

- Musiałaś przyjąć zbyt dużo mojej krwi - wyjaśnił powoli, jakby chciał upewnić, że go słuchała i w pełni zrozumiała. - A ja nie powienem był ci na to pozwolić.

- Dlaczego nie powinnam... - Oczy Nicole zmrużyły się w szparki, kiedy nad tym myślała, a potem jakiś trybik obracający się w jej głowie zaskoczył na miejsce i chyba zrozumiała. - Kiedy rozmawiałeś ze mną tego ranka wspomniałeś coś o pasożytach w moim organizmie.

- Zatrzymujesz w sobie pewną ilość pasożytów, idealną dla twojego ciała. Zastępują one te, które umierają, kiedy to konieczne i tępią te dodatkowe, które mogłyby się rozwijać. - Przyglądał się jej ogłuszonemu wyrazowi twarzy i posłał tajemniczy, choć lekko wymuszony uśmiech i ciągnął dalej: - Nagła dawka dodatkowych pasożytów od innego wampira powoduje, że organizm potrzebuje więcej czasu, by w twoim ciele przebiegł ten proces. To może być trudne, zwłaszcza, gdy jest się jeszcze bardzo młodym wampirem.

- Takim jak ja. - dopowiedziała, wykrzywiając usta w grymasie, będącym namiastką uśmiechu.

Lekko kiwnął głową, na znak, że się z nią zgadza. Kiedy wreszcie skończył mówić, była kompletnie oszołomiona i zdołała z siebie wydusić tylko: Jasna cholera.

Jej głowa nadal kołysała się, pokój wirował zbyt szybko i pulsował przed jej oczami. Przykryła usta dłonią, próbując powstrzymać odruch wymiotny. Tłumiąc głos, ostrzegła go.

- Chyba będzie mi niedobrze.

Logan jak na polecenie błyskawicznie podniósł się, w wampirzym tempie i postawił przed nią srebrny kosz na śmieci z drugiego kąta pokoju.
Żołądek zwinął się jej w węzeł, poczuła nagły ścisk gardła i zwymiotowała do kosza głośno i gwałtownie, ciemną krwią zmieszaną z zółcią i Bóg wie czym jeszcze. Logan przytrzymywał jej głowę i ciągle, cały czas głaskał po włosach, podtrzymywał je na karku, żeby się nie pobrudziły, kiedy nie przestawała wymiotować, pozbywając się całej zawartości żołądka.

- Już dobrze, maleńka. Wyrzuć to z siebie. To przyniesie ci ulgę.

Gdy wymioty ustały, wziął z szuflady szafki nocnej chusteczkę higieniczną i podał swojej podopiecznej. Nie patrząc mu w oczy, wzięła ją z wdzięcznością, czując jak płoną jej policzki ze wstydu i upokorzenia. Zakaszlała, wytarła usta chusteczką, a kiedy pokój przestał wirować, usiadła, podciągnęła kolana pod brodę, owinęła je ramionami i na chwilę oparła o nie mokre od potu czoło. Bolesne skurcze i spazmy ustały, więc teraz Nicole próbowała uspokoić oddech; trzymała otwarte usta, starała się nabierać powietrze wielkimi haustami.

- Czujesz się lepiej? - zapytał.

- Tak - odparła, ale Logan nie wydawał się do końca przekonany. - Przepraszam za to - dodała zawstydzona, czerwieniąc się niczym burak, gdy wskazała palcem kosz na śmieci. - Żołądek odmówił mi posłuszeństwa.

- Nie musisz mnie przepraszać. Wiem, że to przez co przechodzisz jest dla ciebie trudne i niezrozumiałe, ale będzie lepiej, naprawdę - zapewnił ją, uśmiechając się ciepło. Nie odwzajemniła tego gestu. -Po prostu potrzebujesz czasu, aby oswoić się ze swoją nową naturą i zaakceptować zachodzącą w tobie przemianę.

- Ile dokładnie? - zapytała rzeczowo i konkretnie.

- Najbardziej optymistyczny wariant to co najmniej rok, a jeśli wszystko potoczy się dobrze, to najwyżej kilka miesięcy. - powiedział.

- Czuję się dziwnie. Jakbym nie do końca była sobą. - wyznała po kilku minutach milczenia.

- To zrozumiałe. Pierwsze dni po przemianie są zwykle najgorsze. - wytłumaczył. - Sam dobrze pamiętam to uczucie, dziwne i obce, swędzenie i nieprzepartą potrzebę zanurzenia zębów w ciele. - Mrugnął do niej porozumiewawczo i bez cienia żenady, pokazując jej ostre, jak igły, czubki kłów i to prawie nią wstrząsnęło, że pokazał jej się w samym środku głodu. - To jest jak opętanie, jakby w głowie pojawił się jakiś nowy głos, silniejszy niż wszystko inne. Potem to mija. Instynkt staje się częścią ciebie, nie dominuje tak dotkliwie. Już wkrótce powinnaś przestać odczuwać głód i swędzenie dziąseł. Minie też wrażenie zagubienia. Poza tym - kontynuował - Trochę potrwa, zanim przestanie słyszeć szum własnej krwi i spłoszone bicie serca, a zapachy przestaną cię przytłaczać.

- Skąd o tym wiesz? - zapytała wyraźnie zdezorientowana i nieco wystraszona.

Uśmiechnął się do niej, delikatnie i przyjaźnie. Usłyszała ciche kliknięcie i po charakterystycznych wydłużonych zębach nie było już śladu.

- Potrafię czytać w twoich myślach. Nie robię tego jednak cały czas - przypomniał jej.

- Oczywiście... - mruknęła do siebie, ale i tak ją usłyszał.

- Poza tym ta umiejętość ma pewne ograniczenia.

- Jakie? - zapytała nagle, zainteresowana.

- Potrafię czytać tylko te, które są tak jakby... aktualne. Nie umiem jednak wniknąc w myśli, które są przebrzmiałe, albo te, które dopiero się narodzą. - Spojrzał na nią współczująco - Musisz być zmęczona. To był dzień trudny dla nas obojga. Teraz odpoczywaj.

To zabrzmiało raczej jak rozkaz, niż sugestia. Dotąd nigdy nie musiała się przejmować, ze ktoś będzie nią rządził, więc Nicole chciała się sprzeczać, ale była już całkiem znużona.Jej wyczerpanie i znużenie wzrastały proporcjonalnie do krwi, która w nią wpływała. Czuła się całkiem jak po zjedzeniu wielkiego posiłku bogatym w węglowodany.

- To sen, pamiętasz?- powiedział uśmierzająco gospodarz. - Po prostu śpij. Wszystko będzie dobrze, kiedy się obudzisz.

- Sen jest dobry - mruknęła, wślizgując się pod koc.

Wyobraziła sobie, że kiedy obudziłaby się, znalazła by się z powrotem w swoim domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze :) Są one dla mnie motywacją do dalszego pisania tej historii. Jeśli podoba ci się to, co piszę, dodaj blog do obserwowanych, aby nie przegapić najnowszych postów. Życzę miłego czytania oraz komentowania.