poniedziałek, 11 listopada 2019

rozdział 6


Przez kilka następnych nocy, Nicole była wyjątkowo niespokojna, i miała problemy z zapadnięciem w sen, kręciła się i rzucała w łóżku, nie mogąc znaleźć komfortowej pozycji. Wciąż panowała głęboka noc, a świecące, czerwone liczby cyfrowego zegara stojącego na szafce nocnej wskazywały, że było już dobrze po północy. W tej chwili leżała bez ruchu kilka godzin, otulona ciemnością i smutkiem, który czuła gdzieś w głębi duszy, gdy rozmyślała nad swoją przyszłością i wyjątkowo beznadziejną sytuacją, w której się znalazła. Użalała się nad sobą, czując jak ciepłe strużki łez, opuszczają jej oczy i płyną po policzkach, by powoli wsiąkać w przemoczoną na wylot wątłą poduszkę obleczoną w białą poszewkę. Miętosiła pościel, to rozprostowywała na powrót prześcieradło, albo zapalała i gasiła lampkę. Jej zmysł słuchu był boleśnie wyczulony do tego stopnia, że każdy, nawet najmniejszy szelest sprawiał, że przenikały ją dreszcze tak lodowate, że musiała zaciskać zęby, aby nie szczękały. Na zewnątrz najwyraźniej wiało i padał deszcz, bo mogła usłyszeć cichy pęd uderzający w budynek i szelest gałęzi, a także ciężkie krople wody bębniące o dach domu jednostajnie i nużąco, które dzwoniły w rynnach. Była bardzo zmęczona, czuła pod cienką, pękniętą skorupką świadomości ogromny ciężar własnego ciała, a gdy jej powieki wreszcie opadły, zapadła w płytki sen. Nie spała jednak długo, bo obudziła się zgrzana i zlana potem przez dręczące ją koszmary, w których pojawiały się sterty ludzkich zwłok, bladych trupów, z których wyssano całą krew. ukazywały się też twarze o czarnych oczodołach i nieludzkich rysach, ohydne, wykrzywione w jakimś potwornym grymasie. Były to oblicza najbliższych jej osób, które znała i kochała, a dla których stanowiła śmiertelne zagrożenie. Przez dobre kilkadziesiąt minut czekała aż jej serce zwolni, usiłując opanować drżenie, i wyzwolić się spod działania sennego majaku. Głowę miała ciężką niczym ołów, dysząc ciężko, przygryzła skraj koca, którym była okryta, i przycisnęła dłonie do skroni, jakby chciała upewnić się, że naprawdę się obudziła. Czuła pragnienie, była jakby odurzona, więc odpychając od siebie ponure sny i inne obawy, wstała z łóżka i wyszła z pokoju, stwierdzając, że dom był cichy i spokojny. Ku jej uldze, światło w przedpokoju było zapalone, ułatwiając jej kierowanie się po schodach. Nikogo nie było na parterze, kiedy tam zeszła i skierowała się prosto do kuchni - najwyraźniej Logan jeszcze nie wrócił z pracy. Zapaliła światło i podeszła do lodówki, która po otwarciu drzwiczek wionęła na nią syberyjskim chłodem. We wnętrzu urządzenia znajdowało się kilka ostatnich torebek z grupą 0 Rh+. Tęczówki jej oczu posrebrzyły się, co niewątpliwie było oznaką głodu, a zęby zapulsowały i wydłużyły się boleśnie, w potrzebie wbicia się w torebkę. Wsadziła palec do ust, badając uzębienie i poczuła ostre ukłucie jednego z centymetrowych kłów. Sięgnęła po jedno z opakowań i przez chwilę trzymała je w dłoni, niepewna co miała z tym zrobić. Zastanawiała się, czy może powinna to podgrzać w kuchence mikrofalowej, ale była tak głodna, że nie zawracała sobie tym głowy. Odkręciła korek, oblizując kroplę, która spłynęła po zaworku i sekundę później piła łapczywie, bez odrywania ust, dopóki całkowicie nie osuszyła zawartości. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jest spragniona, dopóki nie rozerwała zębami kolejnego woreczka, wbijając się kłami po omacku w krew i robiąc przy tym cholerny bałagan. Wypiła duszkiem, opróżniając woreczek do ostatniej kropli, starając się nie zwracać uwagi na smak. Bolał ją już żołądek, ale nadal nie przestawała pić. Dopiero postanowiła zrobić przerwę po trzech półlitrowych opakowaniach, z obawy, że już więcej nie pomieści. Trzy torebki krwi, a ona pochłonęła je, jakby umierała z pragnienia i głodu, odmawiając jedzenia od tygodni. Kiedy głód był już zaspokojony, ujrzała porzucone na podłodze torebki i była wstrząśnięta tym, że właśnie piła ludzką krew i to z własnej woli. Zacisnęła dłoń na buzi, zmuszając się, żeby jej nie podnieść, bo wiedziała, że jeśli to zrobi, będzie musiała wypić więcej. Zakręciło się jej w głowie i niestety już po upływie kilkunastu minut poczuła, że zawartość żołądka zgłosiła zapotrzebowanie, by go natychmiast opuścić. Wiedziała, że nie zdążyłaby dobiec do łazienki znajdującej się na górze, więc dopadła do głębokiego kuchennego zlewu, który znajdował się znacznie bliżej. Zwymiotowała nagle, wypróżniając do niego zawartość żołądka i zwracając całą krew, którą przed chwilą wypiła. Jej ciałem szarpały bolesne torsje, a wnętrzościami jeszcze przez długi czas po zwymiotowaniu wstrząsały konwulsje. Przerażona, osunęła się na podłogę i oparła plecami o kuchenną wysepkę, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Na meblach była rozbryzgana krew, a podłoga w kuchni wyglądała tak, jakby ktoś dokonał na niej rytualnego zarżnięcia sarny.
Zmusiła się do oddychania, a rozum do podążania za ciałem do akceptacji tego, czego ono potrzebowało. Z trudem łapała powietrze, przyciskała dłonie zaciśnięte w pięści do piersi, żeby nie wyskoczyło jej serce. Była krwiożerczym wampirem, ale nadal to do niej nie docierało, nie chciała przyjąć do wiadomości, tego, czym się stała. Nie miała pojęcia, ile mogła tak siedzieć, była jakby otępiała i przygaszona, zupełnie straciła poczucie czasu. Aż wzdrygnęła się mimowolnie, gdy usłyszała delikatny szczęk metalowego klucza wsuwanego i przekręcanego w zamku, a potem ciche skrzypienie otwieranych drzwi wejściowych. Kolejnym odgłosem było charakterystyczne brzdęknięcie kluczy, które zawsze rzucał na blat stołu w salonie, a potem cichy szmer kroków Logana.
- Nicole? - zapytał.
- Jestem w kuchni - odezwała się drżącym z przejęcia głosem, który brzmiał nieco piskliwie.
Podniosła głowę do góry i zobaczyła swojego stwórcę, niepostrzeżenie stojącego w kuchennych drzwiach i przez chwilę przyglądającego się jej w zamyśleniu. Miał na sobie strój roboczy - marynarkę, koszulkę polo w stonowanym kolorze, czarne jeansy i wygodne buty.
Uniosła dłoń i pomachała mu palcami na powitanie. Posłała mu kwaśny uśmiech, ukazując przy tym dwa białe wydłużone kły, przywodzące na myśl zęby drapieżnika. Uśmiech powoli znikał z jego twarzy, gdy podszedł do niej i przykucnął przed nią, pochylając się opiekuńczo. Delikatnie dotknął palcami jej rozgorączkowanego czoła, rozmasował zmarszczkę, która zarysowała się między brwiami.
- Nicole, kochanie? - zapytał troskliwie, niemalże ze współczuciem. - Czy wszystko w porządku?
Czekając na odpowiedź podniósł puste plastikowe torebki po krwi opuszkami palców, po czym zaniósł je do kosza i wrzucił je do niego.
- Nie mogłam zasnąć. - Rozłożyła bezradnie ręce. - A potem zgłodniałam, więc postanowiłam napić się krwi - powiedziała lekko sepleniąc, bo jej wargi źle się układały przez wysunięte kły, po których przejechała językiem. - Ale wszystko zwymiotowałam.
- Rozumiem. To się zdarza. - powiedział ze słabym uśmiechem. - A jak się czujesz?
Wzruszyła lekceważąco ramionami, wydęła z niesmakiem usta i cofnęła kły, które szybko się schowały i zniknęły w dziąsłach.
- Nie wiem - przyznała w końcu, z rozbrajającą szczerością. - Raczej niezbyt dobrze.
Wyprostował się i stał z założonymi rękami przez moment, potem zajrzał do zlewu.
- Nie spłukuj tego wodą bo zatkasz rury. Ja się tym zajmę.
Nicole zaprotestowała słabo:
- Nie, Logan nie musisz. Sama mogę to zrobić. Ja...
Wyciągnął rękę w jej kierunku, pomógł jej podnieść się i posadził ją na krześle przy kuchennym stole. Odkręcił kran, nalał wody do szklanki i postawił przed nią.
- Wypij to. - polecił. - Nie powinno ci zaszkodzić. Zdziwiła się lekko jego rozkazującym tonem, ale uniosła szklankę do ust i wypiła wszystko, odkrywając, że woda nadal nie zmieniła swojego smaku. - Dobrze, że się nie widzisz. - powiedział. - Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć.
- Mogę jeść i pić rzeczy inne od krwi?
Logan zaśmiał się krótko, ale dźwięcznie.
- Nie musisz spożywać więcej normalnych pokarmów, bo pasożyty naprawiają i rewitalizują tkanki i komórki twojego ciała do tego stopnia, że jedzenie nie będzie konieczne.
- Jak było w pracy? - zapytała, postanawiając zmienić temat i skierować rozmowę na inne tory.
- W porządku - powiedział obojętnym tonem i bez słowa zajął się sprzątaniem. Papierowym ręcznikiem wybierał jej wymiociny ze zlewu i wyniósł do toalety i spuścił wodę. Działał szybko i skutecznie: umył podłogę, na której widniały bryzgi zasychającej powoli krwi, przyniósł odświeżacz powietrza żeby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu. Nicole obserwowała jak Logan krząta się wokół niej i czuła się jak małe dziecko, które wymagało nieustannej opieki osoby dorosłej.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytała, jakby nie znała odpowiedzi.
Logan znieruchomiał na chwilę, ale zaraz zabrał do pracy odrobinę bardziej zamaszyście. Posłał jej lekko zdziwione spojrzenie, w którym kryło się coraz więcej zrozumienia.
- Może dlatego, że mi na to pozwalasz. Poza tym... - urwał wypowiedź na sekundę, jakby nie wiedział co powiedzieć. - Mimo iż znamy się naprawdę bardzo krótko, zdążyłem już ciebie polubić.
- Czy poza mną przemieniłeś w wampira kogoś jeszcze? - zapytała znienacka, mocno zaciekawiona i zaintrygowana.
Z uporem pokręcił głową, nerwowo przeczesał czyste ciemne i gęste włosy palcami, a gdy posłał jej najbardziej szczere spojrzenie na jakie było go stać, w jego brązowych oczach zauważyła błysk zakłopotania.
- Nie. - odpowiedział po chwili namysłu i wahania. - Jesteś pierwszą osobą, z którą kiedykolwiek dzieliłem się swoją krwią. - Chodź - rzucił z humorem, nagle rozbawiony. - Podłączę ci kroplówkę dożylną.
Słysząc to Nicole westchnęła i dramatycznie wywróciła oczami, a z jej gardła wyrwał się cichy jęk.
- Nienawidzę igieł - poskarżyła się Nicole, ale niechętnie wstała od stołu. - Naprawdę ich nienawidzę. Praktycznie rzecz biorąc, mam fobię.
Poprowadził ją po schodach w górę korytarza, posłusznie podążyła za nim.
-Potrzebujesz krwi. Jeśli jej nie dostaniesz, będzie ci jej brakować aż do bólu.
Nicole wystawiła język do jego pleców, ale wiedziała, że ma rację. W pustym i podrażnionym żołądku czuła nieprzyjemne kłucie i gniecenie, a Jej ciało domagało się tej odżywczej substancji w sposób, który był niemal bolesny.
- Dasz mi się znowu ugryźć? - próbowała zażartować, ale niezbyt jej to wyszło.
Logan spojrzał do tyłu, otwierając usta, ale zatrzymał się, kiedy złapał jej spojrzenie na swojej szyi.
- Hej! - Napisałem Żądzę Krwi, pamiętasz? - Twoją ulubioną książkę.
Jej stwórca prócz tego, że pracował jako barman w pubie, zarabiał na życie, zajmując się także pisaniem książek, które następnie wydawał własnym kosztem.
- Owszem, ale przede wszystkim także mnie przemieniłeś, tatusiu - przypomniała mu, ostatnie słowo wypowiadając przeciągle, z wielkim sarkazmem i pokazała swoje nowe zęby.
Najwyraźniej Logan nie zorientował się, że tylko mu dokuczała. Wina przemknęła przez jego twarz i wyglądał przepraszająco.
- Nie nazywaj mnie tak - żachnął się, najwidoczniej urażony. - Gdybym tego nie zrobił, to byłabyś martwa.
Wzruszając ramionami, Nicole ruszyła za nim i zaczęła wspinać się na schody.
- Jestem martwa, ale jakoś to przeżyję i dojdę do siebie. Podejrzewam, że to naprawdę lepsze niż śmierć, prawda?
Ciężkie westchnienie Logana sprawiło, że Nicole zatrzymała się i odwróciła. Nie lubiła go, kiedy był ponury i nieszczęśliwy, jak tak teraz i naprawdę nie miała zamiaru sprawić, żeby źle się poczuł. Rozśmieszenie go wydawało się najlepszym sposobem na naprawienie spraw, więc uśmiechnęła się pogodnie i powiedziała: - Więc... skoro nie chcesz, żebym cię ugryzła, może mogłabym ugryźć mojego ojca? To on każe co niedzielę chodzić mi na kółko biblijne.
- Nawet nie ma takiej opcji, moja panno - Jego słowa zabrzmiały groźnie, jak warczenie jakiegoś zwierzęcia, ale jego zauważyła, że kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu, który spróbował stłumić, odwracając głowę.
~~~***~~~
Siedziała na miękkiej kanapie w salonie i nerwowo skubała skórki wokół paznokci, aż pojedyncza kropla krwi pokazała się na kciuku. Patrzyła niemalże zafascynowana jak niewielka rana goi się niemal od razu, nie pozostawiając nawet śladu blizny. Musiała czymś zająć swoje myśli, i pozostać skupioną, żeby tylko nie koncentrować się na silnym uczuciu głodu, który palił jej wnętrzności i sprawiał, że czuła się wręcz oszołomiona. Pragnienie zakosztowania ludzkiej krwi stało tak powszechne jak potrzeba oddychania i towarzyszyło jej niemal bez przerwy, odkąd została przemieniona. Z nieskrywanym obrzydzeniem patrzyła na rzadką pomarańczowo-czerwoną ciecz w znajdującą się w zwykłej, przeźroczystej szklance stojącej przed nią na stoliku i poczuła jak pragnienie znów rośnie, chociaż piła krew już dwie godziny temu. Nicole nadal nie potrafiła przywyknąć do woreczków paczkowanej krwi, chociaż przez ostatnie trzy dni, odkąd została zamówiona i dostarczona nowa partia, próbowała trzy razy dziennie skonsumować tę złą mieszankę tylko po to, żeby z powrotem ją wypluć. Ta wybrakowana krew była wyjątkowo paskudna, miała też wyczuwalny plastikowy posmak, prawdopodobnie od torebki, w której była przechowywana, ponadto zawierała też konserwanty i utrwalacze. Nicole niestety nie potrafiła zmusić się do wypicia więcej niż pół kubka tej okropnej mieszanki, nie będąc pewną jak obeszła się przy tym bez kneblowania swoich ust. Logan, który opiekował się nią niczym dobry ojciec i najczulsza matka, stale pilnował, aby żywiła się regularnie i często, nie dopuszczając do tego aby robiła długie przerwy w posiłkach.
Nagle poczuła bolesny, silny skurcz żołądka, który zwinął się w węzeł i skurczył się gwałtownie do wielkości orzecha włoskiego, potem uderzenie kwasów o podniebienie. Ten ból był tak szybki i dojmujący, że twarz Nicole mimowolnie wykrzywiła się w grymasie bólu, a dziewczyna skuliła się i otoczyła brzuch rękoma, mając wrażenie, że jeśli tego nie zrobiłaby, to jej ciało zaczęłoby rozpadać się na milion kawałków. Zamiast na pragnieniu, spróbowała skupić się na oddychaniu, na braniu spokojnych wdechów i wydechów, co nie było wcale takie łatwe, bo Jej gardło było podrażnione, bardzo obolałe i suche. Tak wyschnięte na wiór, że z trudem mogła przełykać słodką, gęstą ślinę, która napływała jej do ust. Chociaż w jej gardle nic nie zalegało, to miała wrażenie, że było ściśnięte i czymś zatkane, jakby znajdowało się tam jakieś ciało obce, a w krtani pojawiło się uczucie zalegania śluzu, mocne pieczenie i drapanie. Silny ból promieniował z krtani w dół i w górę - eksplodował obejmując całą czaszkę niczym imadło i naciskał z taką siłą, jakby za chwilę miała wybuchnąć. Wreszcie przestała się temu opierać i uniosła szklankę do ust, ostrożnie upijając niewielki łyk, teraz już zimnej krwi i odstawiła naczynie na stół. Przełknęła, krzywiąc się przy tym lekko, jakby zjadła plasterek cytryny, albo wypiła jakieś gorzkie lekarstwo. Nicole oczywiście sprowadziła fizyczną reakcję swojego organizmu do psychologicznej awersji na pomysł picia krwi.
- Nicole, wiem, że smak krwi z torebki jest dość charakterystyczny i w dodatku obrzydliwy, ale musisz jeść, żeby zachwać siłę. - odezwał się Logan naturalnym, ale całkiem innym tonem, takim pouczającym i wyjątkowo poważnym. - Od tego zależy twoje przetrwanie.
Spojrzała na niego z miną zbitego psa, jakby chciała się upewnić, czy mówił poważnie, a potem pokręciła głową powoli i przecząco.
- Nie. Nie smakuje mi to - wychrypiała z trudem, bo gardło miała wysuszone. Powiedziała to zbyt cicho, ale Logan i tak usłyszał, co mówiła. Westchnął ciężko, gdy pokiwał głową z dezaprobatą, a jego mina wyrażała rozczarowanie i zrezygnowanie.
- Jeśli przywykłabyś do szpitalnej krwi, może ominęłoby cię to, przez co ja przechodziłem na samym początku. - Złagodził ton głosu i posłał jej delikatny, chociaż smutny i zmęczony uśmiech. - Wskazał palcem na szklankę - Może spróbujesz wypić trochę więcej? - zachęcił ją niepewnie. - Złagodzi głód, który odczuwasz.
- Do tej pory ledwie mogłam to przełknąć, bo miałam okropne mdłości - wyjaśniła. - Nie zniosę tego. - dodała, patrząc na niego wzrokiem, który miała nadzieję, że może zrozumie.
- Minie trochę czasu zanim twój żołądek się przyzwyczai, ale musisz być przygotowana na wszystkie okazje, zanim będziesz gotowa odejść i powrócić do świata. - powiedział cierpliwie, tak jak gdyby tłumaczył jakiemuś niezbyt bystremu dziecku, jakiś skomplikowany problem matematyczny.
Jej doświadczenie w byciu nieumarłym żywym trupem wynosiło ledwie tydzień i wciąż była zdumiona tym, jak niewielką wiedzę posiadała na temat jej wciąż zmieniającego organizmu. Właściwie to nadal była typowym człowiekiem na prawie wszystkie sposoby, fizycznie i psychicznie, ponadto zachowała wszystkie swoje cechy i zdolności, które miała jako człowiek. Na przykład wydawała się wymagać snu jak normalny człowiek, ale wolała oczywiście odpoczywać w ciągu dnia i wychodzić w nocy. Jej ciało wciąż funkcjonowało jak żywe, co oznaczało że zachowywało ludzką fizjologię, przynajmniej na widocznym poziomie i reagowało na pewne rzeczy w ten sam sposób. Ponadto wiedziała też, że kiedy zbyt długo nic nie jadła, zaczynała odczuwać bóle głowy, uporczywe uciskanie skroni, rozdrażnienie, bliżej nieokreślone uczucie niepokoju, apatii, przygnębienia, a także smutku. Wszystkie te objawy ustępowały wkrótce potem, gdy pożywiła się, dlatego rozważała picie nawet niewielkiej ilości krwi, jako sposób na poprawę nastroju.
- Musi istnieć jakiś inny sposób. - powiedziała zdesperowana, myślami wracając do swojej niedawnej wizyty w Fang Clubie. Było to popularne miejsce spotkań dla ludzi i wampirów otwarte od zachodu do wschodu słońca. - Joseph pozwolił mi karmić się na facecie, który miał tatuaże, kolczyki w uszach i pierścienie w sutkach. - powiedziała rozmarzona. Gdy piła z niego, ogarnęło ją cudowne uczucie błogości, lepsze niż seks - w każdym razie takie miała wrażenie, bo pierwszy raz jeszcze był przed nią. Mężczyzna pogładził ją po włosach, jakby dziękował jej, że to właśnie go wybrała. To było bardzo dziwne doznanie, ale tamtego pamiętnego wieczoru wszystko dla niej takie było. Wiedząc, że Logan potrafi zaglądać w jej myśli, przypominała sobie, jak słodko smakowała krew tamtego mężczyzny i usłyszała ciche syknięcie.
- Nie jestem Josephem - powiedział, niemal warcząc przez zaciśnięte zęby - Nie myśl, że pozwolę ci żerować na ludziach.
Nicole zadrżała, objęła głowę dłońmi, uciskając skronie.
- Czy ten głód kiedyś minie?
- Będzie nieodłącznym elementem twojego nowego życia, ale stanie się znośny. Jeszcze długo nie zdołasz o nim zapomnieć, ale z czasem będzie łatwiej.
Nagle zaczęła płakać, otarte łzy rozmazały się po policzku, jej szloch był niemal histeryczny.
- Jak sobie poradzę, kiedy wrócę do domu? Jak będę to kontrolować? Bo wrócę do domu prawda? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Wrócisz wtedy, gdy będziesz na to gotowa, nie wcześniej. Na razie nie zamartwiaj się tym. Moja stwórczyni była najgorsza na świecie, a i tak zdołałem przejść przez to szaleństwo, które następuje po przemianie. - Uniósł lekko jej podbródek, wierzchem dłoni, pogłaskał po policzku i zmusił, żeby spojrzała mu prosto w oczy. - Pomogę ci.
Patrzyła na niego przepełnionym żalem wzrokiem, zasmarkana z zaczerwienionymi od płaczu oczami.
- Nie dam rady. Nie jestem wystarczająco silna.
- Będę silny za nas oboje.
Jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko jej, czuła powiew jego ciepłego oddechu na policzkach, gdy zapewniał ją, że się nią zaopiekuje i nie pozwoli, aby spotkało ją coś złego. Złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie, pozwalając aby jej słone łzy zmoczyły koszulę, którą miał na sobie. Zapach jego wody po goleniu sączył się jej do nosa i gardła, za każdym razem, gdy wdychała powietrze.
- Lubiłam moje dawne życie. - wychlipała i pociągnęła nosem - Chciałabym je odzyskać.
- Odzyskasz je, ale wszystko w swoim czasie. - zapewnił ją. - Może to życie też polubisz. Tego przecież nie możesz wiedzieć.
Podczas gdy nie miała pojęcia, co los dla niej szykuje, wyjaśnienia Logana przekonały ją, że jej życie definitywnie się zmieniło, nadal była zagubiona i nie potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć. Może zyskała kły, pazury i bledszy odcień skóry, ale kiedy była skłonna do przyznania się, że się zmieniła, nie czuła żadnej różnicy. Miała nadzieję, że dojdzie do siebie i odnajdzie w nowym życiu wystarczająco wiele przyjemności, by nie żałować tego, co ją spotkało.
Sama nie wiedziała, kiedy to się stało, ale gdy jego ciepłe miękkie usta dotknęły jej warg poczuła, że ulatuje z niej życie. Wargi miał ciepłe i miękkie, ślina miała słodki smak a aromat jego oddechu działał na nią niczym afrodyzjak. Powoli i niespiesznie zareagowała na tę pieszczotę, oddając pocałunek.
- 3053 -
Czekam na wasze komentarze. Zostaw też gwiazdkę, jeśli przeczytałeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze :) Są one dla mnie motywacją do dalszego pisania tej historii. Jeśli podoba ci się to, co piszę, dodaj blog do obserwowanych, aby nie przegapić najnowszych postów. Życzę miłego czytania oraz komentowania.